Z nadzieją wyczekiwałem dwudziestego
trzeciego grudnia, dnia premiery nowego serialu Netflixa. I to nie
byle jakiego serialu, bo animowanego! Do tego stworzonego przez
Guillermo del Toro, którego Labirynt Fauna uwielbiam, Hellboye
bardzo lubię, i nawet Pacific Rim mi się umiarkowanie podobało.
Mowa oczywiście o Trollhunters. Dzień nadszedł, obejrzałem
pierwszy odcinek, i był tak okropnie, żenująco wręcz słaby, że
nie mam ochoty oglądać dalej. Na szczęście tego samego dnia
premierę miała też inna nowość Netflixa, traktujący o podróżach
w czasie i ratowaniu świata serial Travelers, w którego ramiona
rzuciłem się z nadzieją, że ukoi ból po zawodzie jakim byli
Łowcy Trolli.
I udało się. Poniekąd. Travelers to
bardzo fajna produkcja, niepozbawiona jednak wad. Historia wygląda
tak: w przyszłości źle się dzieje, więc do przeszłości (naszej
teraźniejszości) przybywają Podróżnicy żeby to naprawić. A
sposób w jaki przybywają jest niezwykle ciekawy. Otóż zajmują
ciało człowieka z przeszłości tuż przed jego śmiercią. Do
moralności nadpisywania danych czyjegoś mózgu swoim własnym
wrócimy za chwilę. Są już u nas tysiące Podróżników, i podzieleni na
drużyny wykonują różne misje, które zleca tajemniczy Reżyser.
Trochę jak w grze komputerowej, w drużynie każdy ma jakąś
profesję, jak Medyk, Taktyk, czy Historyk, a misje to np.
zapobieganie jakiejś katastrofie lub przywitanie nowego Podróżnika.
Główny wątek to ratowanie świata,
ale rozgrywa się to w tle, a każdy odcinek skupia się na
czymś trochę innym. Raz są to wspomniane misje, innym razem prywatne
rozterki bohaterów, lub coś jeszcze innego. Już na początku muszę
nadmienić że fabuła jest głupia. Dzieje się w tym serialu sporo
rzeczy których logikę można zakwestionować, a moją zdecydowanie
ulubioną jest oddział żołnierzy mordujący grupkę staruszków, a
później siebie nawzajem. Na początku nie ma też za bardzo
poczucia zagrożenia, bo jakakolwiek zmiana statusu quo jest jak
najszybciej odkręcana, więc bohaterowie są nieśmiertelni a
zagrożenia znikają w ciągu jednego odcinka. Zmienia się to
dopiero w drugiej połowie sezonu, kiedy działania Podróżników w
teraźniejszości wpływają jakoś na przyszłość, ale jest to
wątek który się zaledwie zaczął, a pierwszy sezon kończy się
cliffhangerem, więc pozostaje pewien niedosyt. A jednak dobrze się
to ogląda. Ciekawy jest obraz przyszłości, który nie jest
przedstawiany widzowi od razu i trzeba go sobie poukładać na
podstawie informacji z różnych dialogów, a wydarzenia z
teraźniejszości, czyli to co oglądamy przez cały czas, mimo
powyższych wad są wystarczająco zajmujące żeby przykuć widza do
ekranu na te czterdzieści pięć minut. Fabularnie mamy tu idealnego
średniaka. Deszczu nagród bym się nie spodziewał, ale z
odpowiednim podejściem da się to oglądać na trzeźwo.
Ale! Bo musi być jakieś „ale”.
Travelers nie ogląda się dla fabuły, ale dla bohaterów, bo to oni
są siłą tego serialu. Jak już pisałem, Podróżnicy zajmują
ciało człowieka z teraźniejszości na chwilę przed
„zarejestrowanym czasem śmierci”, który są w stanie określić
dzięki wszechobecnej technologii, dlatego nie mogą cofnąć się
dalej niż do dwudziestego pierwszego wieku. Zastąpienie czyjejś
świadomości swoją własną to interesujący patent, a smaczku
dodaje fakt że Podróżnicy mają zasady których muszą
przestrzegać, i jedna z nich każe im udawać swojego hosta i
kontynuować jego życie. That's fucked up. Zwłaszcza że informacje
które ludzie z przyszłości mają o potencjalnych hostach mogą być
niekompletne lub mylące, i w ten sposób Historyk drużyny głównych
bohaterów trafia w ciało uzależnionego od heroiny Philipa, i musi
sobie radzić z jego nałogiem. W ogóle Philip to bardzo fajna
postać, jako Historyk zna daty i miejsca śmierci potencjalnych
hostów, ale jedna z zasad zabrania Podróżnikom ratować tych
ludzi, co wpędza go w głębokie poczucie winy, do tego wątek z
heroiną i, również z nią związane, problemy z prawem. W drużynie
jest jeszcze Inżynier Trevor, najstarszy z drużyny w ciele
licealnego zbira. Wątek starszego, lubiącego medytować gościa w
ciele nastoletniego osiłka który kradnie i gnębi słabszych,
również bardzo mi się spodobał, zwłaszcza jego relacja z
rodzicami. Dalej, Marcy, Medyk z ciałem niepełnosprawnej
intelektualnie dziewczyny. Raz, jej mózg nie do końca ogarnia w
pełni sprawną świadomość Podróżniczki i są przez to problemy.
Dwa, rozwija się bardzo fajny wątek romantyczny z pracownikiem
socjalnym który się nią opiekuje. Są jeszcze drużynowy Taktyk w
ciele Carly, matki zmagającej się wychowywaniem dziecka i mężem
który ją bije, i Lider drużyny, pracujący w FBI agent specjalny
MacLaren. Szczerze mówiąc w dupie mam to czy przyszłość zostanie
uratowana czy nie. Bardziej mnie interesuje wątek romansowy
MacLarena, który w przyszłości był zakochany w Carly, ale teraz
ma żonę w której również się zakochuje. Bardziej interesuje
mnie to jak Philip sobie (nie) radzi z dokładną znajomością dat i
miejsc śmierci setek ludzi, i nałogiem. Bardziej mnie interesują rozmowy
Trevora z jego ojcem, w których Trevor jest zdecydowanie bardziej
inteligentny i doświadczony życiowo. Ratowanie świata jest tu
zdecydowanie najmniej ciekawym wątkiem.
Strona techniczna też jest warta
uwagi. Bardzo ładne zdjęcia ogląda się z przyjemnością, a
aktorzy odwalili kawał dobrej roboty. Jared Abrahamson jako Trevor
jest świetny, chcę go dużo wincy w drugim sezonie. Wcielający się
w Philipa Reilly Dolman wygląda zbyt zdrowo jak na ćpuna
(przeszkadzały wam białe ząbki Aarona Paula w BB? tego nie
będziecie w stanie oglądać), ale nadrabia charyzmą. Reszta obsady
również wypada bardzo dobrze, ale tych dwóch panów zwróciło ku
sobie większą część mojej uwagi.
Chciałem żeby Travelers byli tą
fajną rzeczą którą obejrzę zamiast Trollhunters, i moje
oczekiwania zostały spełnione. Może nie jest to najlepszy serial
roku, czy nawet miesiąca (wciąż nie widziałem The OA, ale Neil
Druckmann polecał), a fabuła jest durna, ale dzięki
przesympatycznym bohaterom plasuje się trochę powyżej średniej i
można obejrzeć pomiędzy ciekawszymi seriami. No i na pewno czekam
na drugi sezon, bo w ostatnich piętnastu minutach finałowego
odcinka historia nagle postanowiła być naprawdę interesująca, ale
w punkcie kulminacyjnym nagle się skończyło.