Giant Days to komiks niepozorny. Spin-off jakiegoś komiksu internetowego, opowiadający o codziennym życiu trzech młodych dziewczyn na studiach. Ot, życiówka, z którą w żaden sposób nie mogę się utożsamiać. Jednak Giant Days to jeden z najlepszych komiksów, jakie ostatnio czytałem.
Esther, Susan i Daisy niedawno zaczęły
studia w Londynie. Pomimo wielu dzielących je różnic dziewczęta
przyjaźnią się; są jak trzej muszkieterowie, same naprzeciw
licznych dramatów studenckiego życia. Na tych właśnie dramatach
skupia się Giant Days; bohaterki zmagają się z seksizmem,
imprezami, przeziębieniem itd. Jak mówiłem - życiówka, i czyta
się ją świetnie. Przede wszystkim dlatego, że odpowiedzialny za
scenariusz John Allison napisał tak wiarygodne, ciekawe postaci.
Susan, Daisy i Esther żyją na kartach komiksu, a ich życie po
prostu chce się śledzić, chce się im kibicować, bo już od
pierwszej strony zyskują sobie sympatię czytelnika, a towarzyszący
im drugi plan żadną miarą nie jest gorszy, tam również znajdą
się interesujące postaci, które łączą przeróżne relacje
z głównymi bohaterkami komiksu. Choć te postaci nie uczestniczą w
żadnej większej fabule - czytelnik po prostu obserwuje ich
perypetie na studiach - Giant Days czyta się jednym tchem. Ogromna w
tym zasługa konstrukcji opowieści. Giant Days jest spin-offem
komiksu internetowego Scary Go Round, samo również na początku
było publikowane w internecie, więc jest skonstruowane jak komiks
internetowy: każda strona kończy się jakąś puentą, często
jakimś żartem. Dzięki temu każda strona jest satysfakcjonująca i
wzbudza chęć przeczytania jeszcze jednej, i tak aż dotrze się do
końca. Muszę też wspomnieć o humorze Allisona, bo Giant Days jest
komiksem bardzo śmiesznym. Zarówno żarty wizualne, jak i dialogi
działają tutaj świetnie, podczas lektury wiele razy zdarzyło mi
się głośno zaśmiać, a to nie zdarza się często.
Rysunki Lissy Treiman pokolorowane
przez Whitney Cogar są przeurocze. Kreska Treiman jest bardzo
cartoonowa, przypomina styl, w jakim Allison rysuje swoje Scary Go
Round, ale jest wyraźnie ładniejsza, bo Treiman jest po prostu
lepszą rysowniczką. Jej rysunki są ładne, dynamiczne, pokazują
akcję z ciekawych perspektyw, a mimika jej postaci jest bardzo
ekspresyjna, niemalże mangowa. Pastelowe kolory Whitney Cogar
jeszcze dodają tym rysunkom uroku, a efektem współpracy obu pań
jest komiks prześliczny, który ogląda się i czyta z wielką
przyjemnością.
Giant Days wydawało mi się komiksem
niepozornym, ale miło się zaskoczyłem i strasznie się z tego
cieszę. Przygody Daisy, Esther i Susan na studiach są przezabawne i
bardzo ciepłe, trafiają prosto w serduszko i wywołują takie
ciepłe uczucie podczas lektury, podnoszą na duchu. Czytajcie Giant
Days, bo bardzo warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz