fragment okładki |
Komiks Guzik z Puentelką powstał z
inicjatywy Urzędu Miasta Sieradza w ramach obchodów 880-lecia
pierwszej pisemnej wzmianki o Sieradzu. Takie finansowane przez urząd
miasta potworki to jeden z niższych kręgów kulturowego piekła,
ale z racji mojej miłości do komiksów i patriotycznego obowiązku
rodowitego sieradzanina postanowiłem przyjrzeć się temu tworowi.
Fabuła rozpoczyna się od historii
angielskiego żołnierza, który podczas drugiej wojny światowej
zbiegł z niemieckiego aresztu i ukrywał się u pewnej sieradzkiej
rodziny. Zaprzyjaźnił się z małą dziewczynką, i gdy wyjeżdżał
dał jej na pamiątkę guzik od munduru. W czasach współczesnych
owa dziewczynka opowiada tę historię swojej wnuczce, a ta z kolei
uznaje ją za pasjonującą i dzieli się nią z dwoma kolegami. To
jest ten moment, kiedy gówno wpada w wiatrak. Chłopcy nie
podzielają entuzjazmu dziewczyny, stwierdzają że historyjka nie
jest aż tak interesująca, a jeden rzuca przezabawny (not),
sarkastyczny (not) tekst „Lepiej sprawdź mangi! Hahaha!” (och,
jak się rozśmieszył własnym żartem). Przegiął. Przegiął do
tego stopnia, że przyjaciele śmiertelnie się na niego obrazili.
Obrazili się tak bardzo, że nie przyszli na jego urodziny, a
widocznie nie miał innych znajomych, więc siedział sam z mamą i
płakał nad tortem. No po prostu dramat! A nawet DRAMAT! Na
szczęście później wszyscy wykorzystują swoje zainteresowania w
konkursie talentów i jest fajnie.
Tak, to cała fabuła, która
ewidentnie służy tu jedynie pokazaniu kilku ciekawostek o Sieradzu,
więc odnoszę wrażenie, że Bartosz Rzepczyński, autor
scenariusza, nawet nie starał się stworzyć wiarygodnych bohaterów
i ciekawej historii. Przecież wystarczyło pokazać że były takie
osoby jak Antoni Cierplikowski czy Ary Sternfeld, i powiedzieć coś
o samym mieście, żeby urząd wyłożył kasę na wydrukowanie
komiksu. Prawdę mówiąc fabuła w ogóle nie jest tutaj potrzebna,
bo większość informacji o Sieradzu i tak przekazuje narrator,
całkowicie niezależnie od opowiadanej historii. I właśnie
doszedłem do wniosku że o wiele lepszą decyzją byłoby wydanie
artbooka z ciekawostkami, ale nie, zróbmy komiks! Tyle że komiks
musi mieć narrację, która jest tutaj równie słaba jak fabuła.
Narrator, oprócz wciskania wszędzie faktów o postaciach i
miejscach, rozbudza ciekawość czytelnika tekstami w stylu „czy ta
historia miała mieć happy end?”, a w jednym kadrze nawet
przeszedł sobie z trzeciej osoby w pierwszą, bo w sumie czemu nie?
Do tego dialogi są okropnie drewniane, i nawet źle poukładane.
Jest sytuacja w której w kadrze najpierw pada odpowiedź, a dopiero
później zadane pytanie. Bohaterowie pozbawieni są jakichkolwiek
osobowości i w myśl zasady „show, don't tell” opisani przez narratora pustymi hasłami, np. „raper” lub „artysta”,
gdzie „raper” jest tak dobry że rymuje „gdy” z „wyścig”,
albo „nazwisku” z „blisko”. Ukoronowaniem tego gównianego
scenariusza jest pojawiający się pod koniec na dosłownie dwóch
kadrach taksówkarz, rzucający tekstem „Nie poddawaj się! Życie
jest piękne. Walcz!”.
Rysunki nie ratują tej żenady.
Odpowiedzialna za szatę graficzną Guzika z Puentelką Dominika
Cierplikowska jest ciekawą artystką, co możecie zobaczyć na jej
blogu, ale ten komiks zdecydowanie jej nie wyszedł. Ilustracje
wyglądają na nabazgrane na kolanie, jakby w ogóle się nie
starała, i za nic do tej opowieści (jak zła by nie była) nie
pasuje mi styl Cierplikowskiej. Otóż każda postać ma wielki,
czerwony nos i podkrążone oczy, co może wygląda spoko w
pojedynczych ilustracjach, ale w połączeniu z brakiem postarania
przy Guziku przypomina mi tandetne obrazki z podręcznika do
niemieckiego, którego używałem w gimnazjum.
Trochę przykro mi to mówić, ale
Guzik z Puentelką to najgorszy komiks jaki dotychczas czytałem.
Sieradz w ogóle ma pecha do takich przedsięwzięć, bo mająca
promować miasto gra planszowa Źródło również jest gniotem, i
wśród sieradzkich planszówkowiczów stała się synonimem
beznadziejnej gry. Chcecie dobry komiks z Sieradza? Jan Skarżyński
jest z Sieradza, poczytajcie Gałgana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz