Tsugumi Ohba to niezwykle ciekawa
persona na rynku mangowym. Scenarzysta-widmo, którego wygląd, wiek,
a nawet płeć są sekretem (na potrzeby tekstu będę używał
męskich rodzajników, bo Ohba pisze mangi shonen). Z wyjątkiem
jednego one-shota współpracuje zawsze z tym samym rysownikiem,
Takeshim Obatą. W 2003 roku w magazynie Weekly Shonen Jump zaczęła
się ukazywać ich pierwsza seria, Death Note, która stała się
wielkim hitem zarówno w Japonii jak i na zachodzie. Wielu fanów
mangi i anime na świecie zaczynało właśnie od Death Note'a,
między innymi niżej podpisany, a kolejne ekranizacje pojawiają się
jak grzyby po deszczu. Przyczyną ogromnego sukcesu serii jest
oryginalność; mimo publikacji w magazynie dla nastoletnich chłopców
Death Note nie jest kolejnym „bitewniakiem” ani serią sportową.
Jest mroczny, główny bohater to morderca z kompleksem boga, a
fabuła skupia się pojedynku dwóch wielkich umysłów. Pojedynku
czysto intelektualnym, pozbawionym rękoczynów. W swojej pierwszej mandze Ohba pięknie odwrócił przewijający się
przez wszystkie shoneny motyw spełniania marzeń, czyniąc antagonistę
głównym bohaterem, a w kolejnej postanowił sięgnąć
po autotematyzm. Wydawany w latach 2008-2012 Bakuman opowiada o
chłopcach, których największym pragnieniem jest tworzenie
popularnych mang.
Jako dziecko Mashiro Moritaka marzył o
zostaniu mangaką, tak jak jego wujek. Wujek jednak zmarł -
oficjalnie mówi się o śmierci z przepracowania, ale Mashiro uważa
że to było samobójstwo – co całkiem zmieniło pogląd chłopca
na mangaków. Poznajemy go gdy ma czternaście lat, właśnie kończy
gimnazjum, i dalej chciałby iść najbardziej normikową drogą z
możliwych: liceum - uniwerek - praca w korpo. Wszystko zmienia się
w chwili, gdy jego talent do rysowania zauważa kolega z klasy, Akito
Takagi. W Takagim marzenie o tworzeniu mang płonie jasnym
płomieniem, ale bardziej nadaje się do pisania scenariuszy niż
rysowania, więc namawia Mashiro na współpracę. Oczywiście na
początku Mashiro się nie zgadza, więc Takagi snuje intrygę w
którą zamieszana jest dziewczyna, w której Mashiro się
podkochuje, aby nakłonić go do współpracy. Okazuje się, że
obiekt westchnień Mashiro, Miho Azuki, chce zostać aktorką
głosową, co na powrót rozpala u chłopca marzenie o rysowaniu. Od
tego momentu Mashiro i Takagi chcą wspólnie stworzyć popularną
mangę, aby Miho mogła użyczyć głosu głównej bohaterce w jej
animowanej adaptacji, a gdy ich marzenia się spełnią, i tylko
wtedy, Mashiro i Miho będą mogli się pobrać. W ten sposób
zaczyna się jedna z najciekawszych mang shonen.
Przyznaję że to trochę irracjonalne,
że już w pierwszym rozdziale czternastolatek oświadcza się
dziewczynie, z którą nigdy wcześniej nie rozmawiał, ale weźcie
poprawkę na to, że to manga dla nastolatków właśnie, a te rządzą
się swoimi prawami. A wystarczy przymknąć oko na takie drobne
absurdy aby wziąć udział w niesamowitej przygodzie. W Bakumanie,
podobnie jak w innych shonenach, poznajemy barwną galerię bohaterów
i obserwujemy ich wzloty i upadki, ale nie jest to klon Dragon Balla
z szalonymi supermocami, tylko twardo trzymający się rzeczywistości
komiks obyczajowy. Taki dla młodzieży, z dużą dawką komedii, ale
jednak. Mashiro i Takagi nie ratują świata, tylko wykonują
wymarzony zawód i spełniają się artystycznie, dzięki czemu o
wiele łatwiej się z nimi utożsamić niż z miotającym fireballami
Natsu czy jeżdżącym na wielkiej żabie Naruto. Ich celem od
początku jest najpopularniejszy magazyn mangowy w Japonii, Shonen
Jump, i to właśnie tam zanoszą swoje prace. W Shonen Jumpie
publikowane były wspomniane już przeze mnie Dragon Ball, Naruto,
Death Note, i nawet sam Bakuman, a oczami Mashiro i Takagiego możemy
zobaczyć jak wyglądała produkcja tych mang „od kuchni”, i to
chyba największy atut Bakumana. Tsugumi Ohba pokazuje czytelnikom
jak wygląda droga, którą przechodzi młody mangaka, od pierwszych
spotkań z redaktorami, przez branie udziału w konkursach dla
początkujących, spotkania serializacyjne na których redakcja
podejmuje decyzje o wprowadzeniu do magazynu nowych serii i usunięciu
starych, po, wreszcie, prowadzenie własnej serii w Jumpie. A to nie
koniec, bo manga musi utrzymywać wysokie pozycje w ankietach
popularności aby nie została skasowana i może kiedyś dostała
anime. Bohaterowie Bakumana przechodzą przez to wszystko, a my
nareszcie dowiadujemy się jak powstawały nasze ulubione mangi.
Oczywiście to nie jest żaden poważny dokument o Jumpie, więc
pewnie sporo rzeczy zostało uproszczonych, ale zakładam, że
przynajmniej ogólnie Ohba trzyma się faktów. Oprócz pokazywania
jak funkcjonuje Jump w Bakumanie jest też – jak to w shonenach –
sporo humoru, czasem nawet zabawnego, i trochę wątków romansowych,
w sumie takich sobie, ale zdecydowanie to wątek pracy nad mangą
jest tutaj najważniejszy.
Rysunki Takeshiego Obaty są bardzo
ładne, biorąc pod uwagę że to shonen z Jumpa to nawet
prześliczne, i, co w mangach nie jest oczywiste, charakterystyczne.
Na pierwszy rzut oka można poznać że rysował to Obata, czego nie
można powiedzieć o pracach np. Kazue Kato. Jedyny problem, to że w
różnych swoich mangach Obata wykorzystuje podobne projekty
postaci, przez co Takagi bardzo przypomina Lighta Yagamiego z Death
Note'a, a główny bohater wydanego w 2014 roku All You Need Is Kill
wygląda jak Mashiro po przejściach. Można powiedzieć, że
rysownik „traktuje swoje postaci jak aktorów, którzy występują
w różnych dziełach”, ale ja tego nie kupuję. Jednak w samym
Bakumanie nie ma dwóch takich samych postaci i każda się czymś
wyróżnia, a ten mankament jest widoczny dopiero po szerszym
przyjrzeniu się twórczości Obaty.
Za polską edycję Bakumana
odpowiedzialne jest wydawnictwo Waneko, i w chwili gdy piszę te
słowa ukazało się u nas pięć tomów (z dwudziestu). Wydanie jest
bardzo porządne, format trochę mniejszy od A5, błyszcząca
obwoluta, edytorsko stoi na poziomie. Jedynie do tłumaczenia muszę
się troszkę przyczepić, bo czasami za bardzo stara się być
młodzieżowe. Na przykład gdy postać szybko jedzie rowerem, to
stwierdza że „spieszy się do szkoły, dlatego tak zachrzania”.
„Zachrzaniać”? Serio? Chodzę do liceum, tak jak bohaterowie na
tym etapie fabuły, i w życiu nie słyszałem takiego określenia. W
tych pięciu tomach jest jeszcze kilka takich kwiatków, ale to detal
nie rzutujący zbytnio na odbiór całości. No i jestem wdzięczny
Waneko że w ogóle wydają u nas Bakumana, po wydaniu w polszy
Berserka przez JPF to właśnie mangi duetu Ohba&Obata
najbardziej mi brakowało na polskim rynku.
Brakowało mi jej, bo to komiks jedyny
w swoim rodzaju, wśród shonenów dzieło wprost genialne. Dzięki
prozaiczności opowiadanej historii przesłanie „spełniaj
marzenia” działa tutaj lepiej niż w jakiejkolwiek innej mandze.
Bakuman to komiks niezwykle inspirujący, to komiks o ambicjach, o
pogoni za marzeniami, a nade wszystko o miłości. Również tej
romantycznej, ale przede wszystkim o miłości do mangi, która
wylewa się z każdej strony i łączy autorów, bohaterów, i
czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz