sobota, 16 września 2017

Inspektor Akane Tsunemori


Psycho-Pass to kilka lat temu była duża rzecz w świecie anime. Serial napisany przez Gena Urobuchiego, zwanego przez fanów Urobutcherem, chwycił za serca widzów i krytyków na całym świecie. Coś tak popularnego nie mogło się skończyć na jednym sezonie, więc powstał sezon drugi, film kinowy, dwie mangi, kilka książek, oraz gra visual novel. W tej recenzji zajmę się pierwszą z mang, Inspektor Akane Tsunemori, której serializacja zaczęła się niemal równocześnie z emisją anime, i jest ona przełożeniem fabuły serialu na język komiksu.

Akcja mangi toczy się na początku dwudziestego drugiego wieku w dystopijnej Japonii, w której życiami wszystkich ludzi zarządza system zwany Sybillą. Sybilla przeprowadza „skan cymatyczny” mózgów wszystkich obywateli, a efektem tego skanowania jest tytułowy Psycho-Pass, na podstawie którego system określa np. jaki zawód przydzielić danej osobie, oraz, co najważniejsze w tej historii, jaki ktoś ma „współczynnik zbrodni”, czyli predyspozycje do popełnienia przestępstwa. Psycho-Pass manifestuje się kolorem: jeśli ktoś ma jasny i przejrzysty, to jest postrzegany przez społeczeństwo jako dobry obywatel, ale jeśli Psycho-Pass mętnieje, to znaczy, że „współczynnik zbrodni” danej osoby rośnie, a po przekroczeniu pewnego poziomu uznaje się ją za „utajonego kryminalistę”. W zależności od wysokości „współczynnika” odsyła się „utajonych” na terapię lub od razu eliminuje. Naszą bohaterką w tej rzeczywistości jest Akane Tsunemori, która właśnie skończyła szkołę z niesamowicie dobrymi wynikami i ma do wyboru wiele możliwych ścieżek kariery zaproponowanych przez Sybillę. Wybiera pracę, która nie została zaproponowana nikomu innemu z jej rocznika, czyli bycie Inspektorem w Biurze Bezpieczeństwa. Głównym zadaniem Inspektorów jest nadzorowanie Egzekutorów, czyli „utajonych kryminalistów” pracujących dla Biura w roli ludzi od brudnej roboty. Z początku wydaje się, że seria jest zwykłym proceduralem o grupie policjantów rozwiązujących kolejne zagadki, ale szybko okazuje się, że wszystkie badane przez nich zbrodnie są ze sobą powiązane osobą tajemniczego geniusza zła, który dyryguje pomniejszymi kryminalistami.

Inspektor Akane Tsunemori to bardzo wierna adaptacja anime. W porównaniu serial wypada lepiej i raczej rekomenduję zapoznanie się z wersją animowaną, ale manga również nie jest zła i z pewnością nikomu jej nie odradzam (no chyba, że się widziało anime i nie ma się ochoty na to samo po raz drugi, to trochę nie ma po co czytać). To trochę tak jak z filmowymi Watchmen. Adaptacja świetnego materiału źródłowego, pomimo kilku problemów, nadal może być czymś dobrym. Warto też dodać, że Inspektor Akane Tsunemori jako adaptacja ma dużo mniej problemów niż filmowi Watchmen, ale o tym za chwilę. Przede wszystkim Psycho-Pass, jak chyba wszystko, co wyszło spod pióra Urobutchera, jest dobrą historią. Kolejne przestępstwa rozpatrywane przez bohaterów są interesujące i w ciekawy sposób wykorzystują popularne w mandze i anime motywy. Ogólny pomysł na fabułę mocno przypomina Raport Mniejszości, w obu tych dziełach jest system pozwalający wykonać wyrok przed popełnieniem zbrodni oraz protagonista, który zaczyna w ów system wątpić. Psycho-Pass nie jest jednak kopią Raportu Mniejszości, bo pomimo wielu podobieństw rozgrywa ten pomysł trochę inaczej. Bardziej brutalnie i pesymistycznie, jak to u Urobutchera bywa.

Problemy leżą w warstwie graficznej. Psycho-Pass miał piękną animację studia Production I.G, a do narysowania Inspektor Akane Tsunemori zatrudniono niedoświadczoną artystkę Hikaru Miyoshi, dla której był to debiut (a w każdym razie najwcześniejsza praca według MALa i mangaupdates). Stylistycznie rysunki Miyoshi przypominają kreskę Akiry Amano, co jak najbardziej ma sens, bo Amano robiła projekty postaci do Psycho-Passa. I choć te rysunki na ogół są ładne, to czasami Miyoshi ma problemy z anatomią i w dziwne sposoby przestawia kości bohaterom. Narracja też jest taka sobie, choć tu pewnie wina leży po stronie scenarzystów podpisanych jako PSYCHO-PASS Committee. Wiele scen, które robiły wrażenie w animacji, w mandze wyszło po prostu nieczytelnie. Do tego dymki są czasem poukładane tak, że nie wiadomo kto co mówi. Niemniej jednak nie jest to jakoś strasznie brzydka manga, ale mogłaby być dużo ładniejsza, a wyszło trochę poniżej przeciętnej.

W Polsce Inspektor Akane Tsunemori wydaje Waneko, i ich wydanie również ma wady i zalety. Tomiki są w obwolutach, format jest trochę większy od standardowego, a na początku każdego tomu znajduje się kolorowa rozkładówka z bohaterami. Bardzo ładnie się to prezentuje. Niestety w środku jest trochę gorzej. Dialogi często brzmią nienaturalnie, miejscami brakuje przecinków, które potrafią się również pojawić w zupełnie niespodziewanych miejscach. W żadnym wypadku nie jest tak źle, że nie da się tego czytać, ale, podobnie jak z rysunkami, wyraźnie widać, że można było to zrobić lepiej.

Koniec końców Inspektor Akane Tsunemori jest mangą przyzwoitą. Świetna historia z anime pozostaje świetną, pomimo takich sobie rysunków. Fanom sajfajowych i cyberpunkowych mang jak najbardziej polecam. Jeśli ktoś bardzo chce ten komiks przeczytać, bo opis fabuły wydał mu się interesujący, to również nie powinien być zawiedziony. Jednak osoby niezainteresowane gatunkiem ani tą konkretną pozycją mogą sobie z czystym sumieniem Inspektor Akane Tsunemori odpuścić. Albo obejrzeć anime. 


Recenzja na podstawie pierwszych trzech (z sześciu) tomów mangi i znajomości anime. Jeśli w kolejnych tomach coś się drastycznie zmieni, wpis zostanie zaktualizowany. 
Mangę do recenzji udostępniło wydawnictwo Waneko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz