niedziela, 3 września 2017

Od gangsterów do wampirów


Po serii zawodów zaserwowanej przez Netflixa chciałem obejrzeć w końcu coś dobrego, więc postanowiłem odświeżyć sobie film, który znam i lubię. Lubię campowe horrory, Quentina Tarantino i Roberta Rodrigueza, więc padło na Od Zmierzchu do Świtu. Okazało się, że ten film jest jeszcze lepszy, niż go zapamiętałem!

Bracia Gecko, Seth i Richie, właśnie obrabowali bank i uciekają do Meksyku. Młodszy z nich, Richie, to psychopatyczny morderca i gwałciciel, a starszy, Seth, to profesjonalny złodziej, który trzyma szaleństwo brata w ryzach. Obaj są przestępcami, więc oczywiście trudno sympatyzować z Sethem, a z Richiem się po prostu nie da. Po drodze porywają rodzinę Fullerów, i w nich widz już może ulokować jakieś pozytywne emocje. Jacob to pastor, który przestał kochać boga po śmierci żony, i razem z dwójką dzieci, Scottem i Kate, jest na wakacjach. Z ich pomocą bracia Gecko przedostają się przez granicę, i udają się do baru Titty Twister, gdzie o świcie ma się z nimi spotkać ich kontakt, Carlos. To pierwsza część, będąca filmem o gangsterach, a dzięki scenariuszowi Tarantino wywołuje mocne skojarzenia z Pulp Fiction. Jednak po pierwszej godzinie Od Zmierzchu do Świtu radykalnie zmienia klimat. Okazuje się, że w Titty Twister są wampiry, i nagle film staje się horrorem klasy B. Bardzo dobrym, naprawdę zabawnym horrorem klasy B, ze świetnymi postaciami drugoplanowymi. Przez tę pierwszą godzinę widzowie wystarczająco zapoznali się z braćmi Gecko i Fullerami, więc w Titty Twister dołączają do nich Sex Machine, motocyklista korzystający z pojawiającego się w różnych filmach Rodrigueza penisorewolweru, oraz Frost, weteran z Wietnamu. Zaś po stronie wampirów wyróżniają się królowa wampirów Santanico Pandemonium, barman Razor Charlie, i odźwierny baru Chet Pussy. Nie dowiadujemy się o tych postaciach wiele, więc ciężko powiedzieć, że są jakoś szczególnie ciekawe, ale są absolutnie przerysowane, i bardzo przyjemnie się je ogląda. Wielka w tym zasługa reżyserii Rodrigueza i dialogów Tarantino, bo poszczególne sceny są fenomenalne, a kwestie bohaterów to czyste złoto. Moją ulubioną sceną jest opowieść Frosta o Wietnamie, której wszyscy słuchają z takim zainteresowaniem, że nie zauważają, jak Sex Machine tuż za nimi zmienia się w wampira. Takie głupotki wypadają w tym filmie wspaniale, a najlepsza jest świadomość, że inni twórcy bardzo łatwo mogliby to spieprzyć.

Oprócz znakomitych scenarzysty i reżysera świetną robotę robią też aktorzy. George Clooney jako Seth ma niewyczerpane pokłady charyzmy. Quentin Tarantino nie tylko napisał scenariusz, ale też zagrał Richie'ego, i wypadł bardzo przekonująco jako psychol. W rodzinie Fullerów jest trochę kontrast, bo grający Jacoba Harvey Keitel jest bardzo dobry, Ernest Liu gra Scotta poprawnie, ale nic ponadto, a Juliette Lewis jest aktorskim drewnem, i wygłasza swoje kwestie niczym syntezator mowy. Normalnie to byłoby wadą, ale w głupich horrorach beznadziejne aktorstwo ma swój urok, i moim zdaniem to dobrze, że przynajmniej jedna osoba w tym filmie nie umie grać. Do tego pojawiają się aktorzy, którzy zawsze występują w filmach Rodrigueza. Cheech Marin gra aż trzy postaci, bo oprócz bycia Chetem Pussy pojawia się na chwilę w pierwszej części filmu jako strażnik graniczny, i w kilku ostatnich minutach jako Carlos. No i oczywiście, jako Razor Charlie, pojawia się Danny Trejo, i musicie wiedzieć, że Danny Trejo jako wampir to jedna z najbardziej zajebistych rzeczy jakie można zobaczyć. A Santanico Pandemonium gra Salma Hayek. Salma Hayek zawsze jest spoko.

Muzyka też jest bardzo fajna. Na tyle, że zasługuje na swój osobny akapit. Dominującym gatunkiem muzycznym jest w tym filmie teksański blues, pojawiają się też rockowe utwory. Motyw przewodni "Dark Night" The Blasters jest świetny, ZZ Top zawsze miło usłyszeć, a zespół Tito & Tarantula w barze Titty Twister robi bardzo fajną atmosferę, przede wszystkim swoim "After Dark" podczas tańca Salmy Hayek. Z inną muzyką ten film nie miałby tak fantastycznego klimatu.

Tak naprawdę są to dwa filmy w jednym, i w tym przypadku nie jest to zarzut, bo w obu gatunkach Od Zmierzchu do Świtu jest świetne, a przejście między nimi jest cudowne. Śmiem twierdzić, że lata dziewięćdziesiąte to najlepszy okres w twórczości Rodrigueza, no bo pierwszy Maczeta jest spoko, te filmy dla dzieci też są fajnymi filmami dla dzieci, ale do zajebistości Desperado czy właśnie Od Zmierzchu do Świtu trochę im brakuje. Nie bez powodu Od Zmierzchu do Świtu osiągnęło status filmu kultowego. Jest to jeden z najlepszych komediowych horrorów jakie powstały, i spokojnie można go postawić obok Armii Ciemności czy Zombielandu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz