sobota, 25 lutego 2017

Problemy w Śnieniu

fragment grafiki użytkownika rogercruz z portalu deviantart
Planowałem napisać recenzję komiksu Sandman: Uwertura, prequela słynnej serii Neila Gaimana, ale po przeczytaniu go stwierdziłem, że jednak mi się nie chce. Wolę ponarzekać na całą serię, bo mam kilka niepopularnych opinii, którymi chciałbym się podzielić. Najpierw jednak, na swoją obronę, zaznaczę że Sandmana lubię. Ma świetną, przemyślaną fabułę, często ciekawe zabiegi narracyjne, a jego znaczenie na rynku komiksowym jest ogromne. Przyczynił się do powstania imprintu Vertigo w wydawnictwie DC, był jednym z ważniejszych argumentów w dyskusji „komiksy nie muszą być dla dzieci” toczonej w drugiej połowie dwudziestego wieku, i nie sposób go za to nie szanować. A jednak jest w Sandmanie kilka rzeczy, które mnie po prostu wkur... irytują. Ostrzegam że tekst przeznaczony jest dla osób które Sandmana znają i pojawiają się w nim spoilery.

Przede wszystkim te cholerne rysunki! Na przestrzeni siedemdziesięciu pięciu zeszytów nad szatą graficzną Sandmana pracowało kilkadziesiąt osób. Samych rysowników było ponad dwudziestu, a do tego osoby nakładające tusz i koloryści. Czasami dawało to ciekawe efekty, jak w tomie Koniec Światów, w którym bohaterowie opowiadali sobie historie, i każda z nich wyglądała inaczej, ale przez większość czasu jedynym efektem tak dużej liczby artystów była okropna niespójność graficzna. Lubię jak komiks ma jakiś styl z którym można go utożsamiać, tymczasem Sandman jest rysowany w cały świat, od ilustracji typowych dla lat '80 i '90 na rynku amerykańskim, przez abstrakcyjną, kanciastą kreskę, po realizm przypominający prace Rosińskiego. Do tego lwia część rysunków w Sandmanie jest po prostu brzydka. To, czy ilustracja się podoba czy nie, jak najbardziej zależy od gustu i jest bardzo subiektywne, ale chyba nikt mi nie powie że np. Pora Mgieł jest ładnie narysowana. Lucyfer, najpiękniejszy z aniołów, wygląda tam jak pijaczek spędzający całe dnie pod sklepem: bezzębny, pomarszczony, z krzaczastymi, czarnymi brwiami. Oczywiście rysunki w komiksie nie muszą być ładne – cholera, moim ulubionym komiksem jest Persepolis, które ma bardzo prostą kreskę – ale jednak miło by było jakby przedstawiciel gatunku fantasy był atrakcyjny dla oka. Na szczęście ten problem znika w Uwerturze, którą w całości zilustrował J. H. Williams III, i zrobił to prześlicznie.

Jednakże scenariusz w Sandmanie jest o wiele ważniejszy od rysunków, i tutaj też nie jest idealnie. Mianowicie Gaiman za dużo gada. Oprócz komiksów Gaiman pisze również prozę, i przyznaję że cenię sobie tę część jego twórczości, ale to, co sprawdza się w opowiadaniach i książkach, niekoniecznie musi być dobre w medium operującym sekwencjami obrazów. Narrator często opisuje to co widać na rysunku, niepotrzebnie dając czytelnikowi tę samą informację po raz drugi. Zdarza się że bohaterowie w myślach na bieżąco opisują swoje działania, jakby Gaiman bał się że rysunki będą nieczytelne, lub nawet myślą że myślą. Serio, tekst w chmurce potrafi zaczynać się od słów „I myślę”. Bardzo to wszystko literackie i nawet dobrze napisane, ale komiksy nie są literaturą tylko całkiem inną dziedziną sztuki, i mają własny język którym mogą się posługiwać.

Wstępy są tragiczne. Oczywiście to w żaden sposób nie jest wina autorów, tylko wydawcy, że zdecydował się umieścić takie bzdety w wydaniach zbiorczych, nie zmienia to jednak faktu że wstępy znajdujące się w każdym tomie Sandmana są okropne. Oprócz tego autorstwa Stephena Kinga, King jest spoko. Reszta jednak wypisuje jaki to Sandman nie jest wspaniały, w ogóle genialny i najlepszy komiks, na kolana chamie przed dziełem sztuki. Przeczytanie takiego wstępu przed lekturą samego komiksu budzi bardzo wysokie oczekiwania, których spełnić się po prostu nie da, więc Sandman zawodzi. To jest zajebisty komiks, jeden z najważniejszych jakie powstały na rynku amerykańskim, ale nie jest idealny, autorzy wstępów mocno przesadzają. Na domiar złego rozwodzą się nad literackością komiksu, piszą że Sandman udowadnia że komiksy również są literaturą. Myślę że wynika to ze wstydu. „Komiksy” to te kolorowe opowiastki dla dzieci, Batman i inne takie, a Sandman przecież nie jest banalną historyjką dla dzieci, jest genialnym dziełem, więc, oczywiście, jest literaturą. Otóż nie, komiksy jak najbardziej mogą być poważne, jeden z najważniejszych tekstów kultury traktujących o holokauście jest komiksem (Maus), i nie muszą na siłę przyrównywać się do literatury, która rządzi się zupełnie innymi prawami. Natomiast szczyt zła osiągnął Frank McConnell, który we wstępie tomu Panie Łaskawe postanowił poinformować czytelników, że główny bohater umiera na końcu. Bo przecież to oczywiste, Sandman jest niczym tragedia antyczna, a w ogóle to każdy już zna tak genialne dzieło i to nie jest tak że wciąż pojawiają się nowi czytelnicy którzy chcieliby je poznać.

Sandman jest świetnym komiksem, jednym z tych, które przeczytać trzeba, lub co najmniej wypada, ale hej, nawet tak kultowe dzieła mogą mieć wady! Czasem nawet bardzo duże (serio, patrzenie na niektóre tomy tej serii boli...). Często gdy rozmawiam z kimś o Sandmanie spotykam się z opinią że jest to komiks idealny. Nie potrafię i nie chcę się z tym zgodzić, z pewnością seria Gaimana jest wybitna, ale do ideału trochę jej brakuje. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz