niedziela, 29 października 2017

Do Adolfów


Osamu Tezuka, nazywany bogiem mangi, to twórca wybitny, jeden z największych geniuszy komiksowych. Jego dzieła powinno się czytać i znać, a gdy zostają wydane w Polsce nie macie już żadnej wymówki, aby tego nie robić. Waneko niedawno wydało u nas Do Adolfów (Adolf ni Tsugu), więc dziś postaram się was przekonać, że jest to pozycja obowiązkowa.

Do Adolfów to rozpisany na wiele lat dramat skoncentrowany na największej tajemnicy Adolfa Hitlera. Historia rozpoczyna się podczas olimpiady w Berlinie w 1936, kiedy dziennikarz Sohei Toge dostaje od brata informację, że ten posiada dokumenty skrywające sekret mogący zniszczyć Hitlera. Wkrótce potem brat Soheia zostaje zamordowany a wszelkie ślady jego istnienia znikają. W tym samym czasie w Kobe w Japonii poznajemy dwóch małych chłopców, niemca Adolfa Kaufmanna i żyda niemieckiego pochodzenia Adolfa Kamila, którzy są najlepszymi przyjaciółmi. Z czasem Adolfowie również zostają uwikłani w intrygę mającą związek z tajemniczymi dokumentami. Zresztą nie tylko oni, bo oprócz Soheia i Adolfów w Do Adolfów występuje bogata galeria charakterystycznych postaci drugoplanowych, w tym jednoznacznie złe, jak sam Hitler czy występujący w kilku mangach Tezuki Acetylene Lamp, tutaj pracownik tajnych służ i szef dalekowshodniej sekcji agencji wywiadowczej. Nie ma jednak w tej mandze postaci jednoznacznie dobrych i nawet główni bohaterowie dopuszczają się strasznych czynów, którymi raczej nie zaskarbią sobie sympatii czytelników.

W parze z mnogością bohaterów idzie duża ilość wątków. Manga skupia się na poszukiwaniu przez jednych i ukrywaniu przez innych bohaterów cennych dokumentów zawierających sekret Hitlera, ale obserwujemy w niej również dorastanie Adolfa Kaufmanna, któremu wpajana jest nazistowska ideologia, czy rozterki Adolfa Kamila, który będąc żydem niemieckiego pochodzenia urodzonym w Japonii musi określić swoją tożsamość. Do tego wiele postaci pobocznych ma własne, bardzo rozbudowane historie. Próżno jednak w tym gąszczu wątków szukać dobrych zakończeń. Do Adolfów to iście szekspirowska tragedia, której akcja osadzona jest w ciekawym, lecz okropnym okresie historycznym, więc pojawiają się w niej morderstwa, tortury, gwałty, i inne potworności, które podczas wojny są na porządku dziennym. Dla polskich czytelników szczególnie ciekawe może być spojrzenie na tę wojnę ze świeżej, japońskiej perspektywy. Między wszystkie te poważne motywy autorowi udało się jednak wpleść odrobinę nienachalnego, bardzo dobrego humoru, który troszkę łagodzi historię i pozwala czytelnikowi odetchnąć.

Łagodzące odbiór mangi są również rysunki, które bardzo poważne wydarzenia przedstawiają w cartoonowej stylistyce. Kresce Tezuki daleko do realizmu i jego postaci są bardzo ekspresyjne, dzięki czemu, pomimo ciężaru wydarzeń, mangę czyta się jednym tchem. Nie ma to jednak negatywnego wpływu na odbiór, pomimo nierealistycznego stylu poszczególne sceny wywołują w czytelniku dokładnie takie emocje, jakie powinny, i nic nie wydaje się ugrzecznione. Skoro już jesteśmy przy rysunkach, to trzeba też wspomnieć o narracji, która również jest świetna. Tezuka bardzo swobodnie czuł się w komiksowym medium, stosował ciekawe układy kadrów i rysował całkiem odważne sceny, jednocześnie ani na moment nie udziwniając komiksu i nie tracąc kontroli nad wzrokiem czytelnika. Do Adolfów to przykład prawdziwej wirtuozerii sztuki sekwencyjnej, i tylko sama osoba narratora troszeczkę tu zgrzyta.

Otóż na samym początku mangi Sohei Toge przedstawia się czytelnikom jako narrator. Po takiej introdukcji spodziewałbym się narracji pierwszoosobowej, jednak później w mandze występuje trzecioosobowy wszystkowiedzący narrator, co skutkuje pewną niespójnością. Nie jest to jakiś wielki problem, ale nie bardzo rozumiem taką decyzję. Troszkę drażniące są również wątki romansowe, bo bohaterowie w typowo mangowy sposób zakochują się w sobie bez pamięci od pierwszego wejrzenia. Pojedynczy taki motyw byłby akceptowalny, ale zdarza się to wielokrotnie, w co już nie jestem w stanie uwierzyć. Na szczęście wszystkie romanse są na trzecim planie, więc nie przeszkadza to bardzo mocno.

Polskie wydanie robi ogromne wrażenie. Waneko wydało Do Adolfów w dwóch ogromnych, ponad sześciusetstronicowych tomiszczach w twardych oprawach. Z początku spodziewałem się, że czytanie nie będzie jakoś szczególnie komfortowe, a jednak okazało się, że te cegiełki są zaskakująco wygodne, a do tego dumnie się prezentują na półce. Mam jednak kilka zastrzeżeń do samej treści. W mandze zdarzają się literówki, wyrazom brakuje pojedynczych liter, tu i ówdzie brakuje znaków interpunkcyjnych, i w co najmniej jednym z licznych przypisów przestawiła się kolejność słów. Również papier może budzić wątpliwości, ale tego akurat będę bronił. Otóż Do Adolfów jest wydrukowane na takim troszkę żółtym papierze, na którym raczej drukuje się książki a nie komiksy, ale dzięki temu cena obu tomów jest dość przystępna, a lepszy papier mógłby ją niepotrzebnie wywindować, więc myślę, że jest to dobry kompromis.

Do Adolfów to wielowątkowa opowieść o wojnie opiewająca pokój, to szczyt maestrii komiksowego medium, must-read dla wszystkich fanów mangi i wielbicieli komiksów w ogóle. Powinny się zainteresować tą mangą również osoby, które na co dzień nie czytają komiksów, tak dobra jest to rzecz.

 Mangę do recenzji udostępniło wydawnictwo Waneko.

środa, 4 października 2017

Od heist movie do westernu


W roku 1999 ukazały się aż dwa nowe filmy z serii Od Zmierzchu do Świtu, kolejno Od Zmierzchu do Świtu 2: Krwawa Forsa i Od Zmierzchu do Świtu 3: Córka Kata. Oba były filmami direct-to-video i oba są o wiele gorsze od oryginalnego filmu Rodrigueza, ale, pomimo beznadziejnych ocen od krytyków (9% i 22% na pomidorkach), uważam, że wciąż są warte uwagi. Jednak nie na tyle, żeby poświęcać każdemu osobny wpis, więc powstała notka zbiorcza.

Krwawa Forsa to film, który bardzo próbuje. Fabularnie jest to sequel do części pierwszej, który próbuje być heist movie. Mamy tu głównego bohatera, Bucka (his name is Buck, but he ain't here to fuck #musiałem #przprszm), który zbiera grupę znajomków i z ich pomocą chce napaść na bank. Niestety jest to gówniany heist movie. Plan bohaterów jest żaden, a rola jednego z nich ogranicza się do bycia miernym comic reliefem. Krwawa Forsa próbuje też udawać, że ma dialogi w stylu Tarantino, ale to też jej nie wychodzi, bo żaden ze scenarzystów nie jest Quentinem Tarantino, przez co scenariusz wypada trochę żałośnie. Oczywiście są tu obecne również wampiry (duh). Przed spotkaniem z resztą grupy jeden z bohaterów zahacza o bar Titty Twister, tam zostaje ugryziony, i do kolegów dołącza już jako krwiopijca, aby po kolei przeciągać ich na swoją stronę. W finale, oczywiście, rozgrywa się wielka bitwa wampirów z Buckiem i oddziałem policji. I jako film o wampirach Krwawa Forsa sprawdza się zaskakująco średnio. A film średni jest dużo lepszy od filmu gównianego, więc zdecydowanie jest to plus. Swoją niegównianość Krwawa Forsa zawdzięcza przede wszystkim pracy kamery, bo próbuje mieć ciekawe ujęcia i jest to najmniej nieudana z podjętych przez ten film prób. Doceniam starania, widać, że ktoś miał ambicję zrobić coś fajnego wizualnie. Udało się połowicznie, ale to zawsze coś. Ogólnie wyszedł oczywiście gniot, ale gniot warty sprawdzenia. No i w pierwszych kilku minutach filmu jest małe cameo Bruce'a Campbella, a jego obecność na ekranie zawsze podnosi jakość filmu.

Córka Kata jest o wiele bardziej bezpieczną produkcją niż Krwawa Forsa. Zamiast próbować zrobić coś ciekawego (btw. oglądałbym porządny heist movie z wampirami) trzecia część trylogii po prostu bierze szkielet części pierwszej i przenosi go na dziki zachód. Może fabuła jest trochę bardziej skomplikowana i ma więcej wątków, ale nie ma to większego znaczenia bo podstawa jest ta sama. Ludzie trafiają do baru, w barze są wampiry, odbywa się wesoła rzeź. Są nawet sceny identyczne jak w pierwszym filmie. Taki niepodejmujący ryzyka rip-off oryginału mimo wszystko ogląda się lepiej niż nieudane próby zrobienia czegoś ciekawego. Nikt nie próbuje tu dorównać filmowi Rodrigueza ani nikt nie ma ambicji zbyt wysokich dla swoich możliwości, dzięki czemu Córka Kata to po prostu całkiem przyjemny horror klasy B o wampirach w westernowych dekoracjach. Miłośnicy tego typu kina nie powinni być zawiedzeni.

Jedyną postacią pojawiającą się we wszystkich trzech filmach jest Razor Charlie, czyli grany przez Danny'ego Trejo barman. Rzuca to nowe światło na pierwszy film, w którym Charlie umierał, a pomimo tego pojawił się w sequelu. Można z tego wywnioskować, że „śmierć” wampira jest tylko tymczasowa, więc wszystko co zrobili bohaterowie pierwszego filmu jest nieważne a gdzieś w tej rzeczywistości wciąż jest wampiryczny Quentin Tarantino. W lepszym świecie dostalibyśmy spin-off poświęcony tej postaci.

Nie wspomniałem nazwisk twórców, bo nie uważam, żeby były w tym przypadku istotne. Największym osiągnięciem reżysera Krwawej Forsy jest zagranie "człowieka na balkonie" w Spider-Manie 2, a scenarzystą Córki Kata jest kuzyn Rodrigueza, i to chyba najpopularniejsze nazwiska z obu ekip. Oczywiście oba te filmy są w najlepszym wypadku mierne, do pięt nawet nie dorastają świetnemu oryginałowi, ale pomimo tego myślę, że wciąż można się na nich całkiem nieźle bawić. W Krwawej Forsie obserwując spektakularne porażki i drobne zwycięstwa twórców, a w Córce Kata po prostu ciesząc się mało mądrym filmem z wampirami sprzed ery Zmierzchu, kiedy wampiry faktycznie były krwiożerczymi bestiami. Wielbiciele durnych horrorów i złych filmów powinni być zadowoleni. Warto też dodać, że, pomimo ich niskiego poziomu, te filmy wciąż są lepsze niż powstały kilkanaście lat później serial.