Po serii zawodów zaserwowanej przez
Netflixa chciałem obejrzeć w końcu coś dobrego, więc
postanowiłem odświeżyć sobie film, który znam i lubię. Lubię
campowe horrory, Quentina Tarantino i Roberta Rodrigueza, więc padło
na Od Zmierzchu do Świtu. Okazało się, że ten film jest jeszcze
lepszy, niż go zapamiętałem!
Bracia Gecko, Seth i Richie, właśnie
obrabowali bank i uciekają do Meksyku. Młodszy z nich, Richie, to
psychopatyczny morderca i gwałciciel, a starszy, Seth, to
profesjonalny złodziej, który trzyma szaleństwo brata w ryzach.
Obaj są przestępcami, więc oczywiście trudno sympatyzować z
Sethem, a z Richiem się po prostu nie da. Po drodze porywają
rodzinę Fullerów, i w nich widz już może ulokować jakieś
pozytywne emocje. Jacob to pastor, który przestał kochać boga po
śmierci żony, i razem z dwójką dzieci, Scottem i Kate, jest na
wakacjach. Z ich pomocą bracia Gecko przedostają się przez
granicę, i udają się do baru Titty Twister, gdzie o świcie ma się
z nimi spotkać ich kontakt, Carlos. To pierwsza część, będąca
filmem o gangsterach, a dzięki scenariuszowi Tarantino wywołuje
mocne skojarzenia z Pulp Fiction. Jednak po pierwszej godzinie Od
Zmierzchu do Świtu radykalnie zmienia klimat. Okazuje się, że w
Titty Twister są wampiry, i nagle film staje się horrorem klasy B.
Bardzo dobrym, naprawdę zabawnym horrorem klasy B, ze świetnymi
postaciami drugoplanowymi. Przez tę pierwszą godzinę widzowie
wystarczająco zapoznali się z braćmi Gecko i Fullerami, więc w
Titty Twister dołączają do nich Sex Machine, motocyklista
korzystający z pojawiającego się w różnych filmach Rodrigueza
penisorewolweru, oraz Frost, weteran z Wietnamu. Zaś po stronie
wampirów wyróżniają się królowa wampirów Santanico
Pandemonium, barman Razor Charlie, i odźwierny baru Chet Pussy. Nie
dowiadujemy się o tych postaciach wiele, więc ciężko powiedzieć,
że są jakoś szczególnie ciekawe, ale są absolutnie przerysowane,
i bardzo przyjemnie się je ogląda. Wielka w tym zasługa reżyserii
Rodrigueza i dialogów Tarantino, bo poszczególne sceny są
fenomenalne, a kwestie bohaterów to czyste złoto. Moją ulubioną
sceną jest opowieść Frosta o Wietnamie, której wszyscy słuchają
z takim zainteresowaniem, że nie zauważają, jak Sex Machine tuż
za nimi zmienia się w wampira. Takie głupotki wypadają w tym
filmie wspaniale, a najlepsza jest świadomość, że inni twórcy
bardzo łatwo mogliby to spieprzyć.
Oprócz znakomitych scenarzysty i
reżysera świetną robotę robią też aktorzy. George Clooney jako
Seth ma niewyczerpane pokłady charyzmy. Quentin Tarantino nie tylko
napisał scenariusz, ale też zagrał Richie'ego, i wypadł bardzo
przekonująco jako psychol. W rodzinie Fullerów jest trochę
kontrast, bo grający Jacoba Harvey Keitel jest bardzo dobry, Ernest
Liu gra Scotta poprawnie, ale nic ponadto, a Juliette Lewis jest
aktorskim drewnem, i wygłasza swoje kwestie niczym syntezator mowy.
Normalnie to byłoby wadą, ale w głupich horrorach beznadziejne
aktorstwo ma swój urok, i moim zdaniem to dobrze, że przynajmniej
jedna osoba w tym filmie nie umie grać. Do tego pojawiają się
aktorzy, którzy zawsze występują w filmach Rodrigueza. Cheech
Marin gra aż trzy postaci, bo oprócz bycia Chetem Pussy pojawia się
na chwilę w pierwszej części filmu jako strażnik graniczny, i w
kilku ostatnich minutach jako Carlos. No i oczywiście, jako Razor
Charlie, pojawia się Danny Trejo, i musicie wiedzieć, że Danny
Trejo jako wampir to jedna z najbardziej zajebistych rzeczy jakie
można zobaczyć. A Santanico Pandemonium gra Salma Hayek. Salma
Hayek zawsze jest spoko.
Muzyka też jest bardzo fajna. Na tyle, że zasługuje na swój osobny akapit. Dominującym gatunkiem muzycznym jest w tym filmie teksański blues, pojawiają się też rockowe utwory. Motyw przewodni "Dark Night" The Blasters jest świetny, ZZ Top zawsze miło usłyszeć, a zespół Tito & Tarantula w barze Titty Twister robi bardzo fajną atmosferę, przede wszystkim swoim "After Dark" podczas tańca Salmy Hayek. Z inną muzyką ten film nie miałby tak fantastycznego klimatu.
Tak naprawdę są to dwa filmy w
jednym, i w tym przypadku nie jest to zarzut, bo w obu gatunkach Od
Zmierzchu do Świtu jest świetne, a przejście między nimi jest
cudowne. Śmiem twierdzić, że lata dziewięćdziesiąte to
najlepszy okres w twórczości Rodrigueza, no bo pierwszy Maczeta
jest spoko, te filmy dla dzieci też są fajnymi filmami dla dzieci,
ale do zajebistości Desperado czy właśnie Od Zmierzchu do Świtu
trochę im brakuje. Nie bez powodu Od Zmierzchu do Świtu osiągnęło status filmu kultowego. Jest to jeden z najlepszych komediowych horrorów jakie powstały, i spokojnie można go postawić obok Armii Ciemności czy Zombielandu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz