Jakiś czas temu w mangach zaczęły
się pojawiać wyraźne wpływy amerykańskiego komiksu
superbohaterskiego. Najpierw wielki sukces odniósł parodystyczny
One Punch-Man ONE'a, a następnie popularność zyskało My Hero
Academia Koheia Horikoshiego, które motyw superbohaterów
zaadaptowało do typowego shonena w stylu Dragon Balla, i to właśnie
tym tytułem dziś się zajmiemy.
W świecie My Hero Academia w pewnym
momencie zaczęli się rodzić mutanci z supermocami. Od tamtej pory
minęło trochę czasu i w tej chwili osiemdziesiąt procent
populacji świata ma supermoce, a „superbohater” to normalny
zawód, którego wykonawcy dostają wypłatę od państwa.
Zatrzymajmy się tu na chwilę, bo bardzo mi się podoba ten motyw.
Podczas gdy bohaterowie amerykańskich komiksów mają dylematy
moralne i problemy z prawem, słowo „vigilante” jest rzucane na
prawo i lewo, a Marvel miał o tym cały event, który nawet został
zekranizowany w MCU, Japończycy po prostu zbiurokratyzowali
superbohaterstwo i żaden z bohaterów mangi nie ma z tym problemu.
Jest to bardzo fajna wizja świata, w którym superbohaterowie
naprawdę są tymi dobrymi i współpracują z innymi
przedstawicielami prawa zamiast z nimi walczyć, co moim zdaniem ma
sporo sensu i jest dość odświeżające.
Głównym bohaterem i zarazem
narratorem HeroAca jest piętnastoletni Izuku Midoriya, który od
dziecka marzył o zostaniu superbohaterem, ale urodził się bez
supermocy. Bez większych spoilerów zdradzę, że Midoriya bardzo
szybko zyskuje moc i zaczyna uczęszczać do prestiżowego liceum na
profilu superbohaterskim, zaczynając swoją drogę od zera do
bohatera. Nie jest to zbyt oryginalna fabuła, ale jest bardzo
przyzwoita i solidnie zrealizowana. Jednak w HeroAca nie powinno się
szukać skomplikowanej fabuły tylko akcji, a ta jest tutaj bardzo
widowiskowa. Jest tu również barwna galeria postaci, wśród
których każdy znajdzie swojego ulubieńca, a przecież to właśnie
sympatyczni bohaterowie są filarami tego typu mang.
Warto zauważyć, że będąc mangą o
nastolatkach w liceum dla superbohaterów HeroAca przypomina trochę
amerykańskie komiksy o nastoletnich superbohaterach, jak X-Men, ale
pod pewnym względem jest od nich o niebo lepsze. Mianowicie HeroAca nie jest
częścią wielkiego uniwersum, więc wystarczy zacząć lekturę od
tomu pierwszego a potem po prostu czytać kolejne. W amerykańskich
komiksach to nigdy nie jest takie proste, bo trzeba czytać kilka
serii równolegle, regularnie odbywają się wielkie wydarzenia i crossovery, a
mnóstwo szczegółów i tak trzeba googlować. To czyni HeroAca
najbardziej przystępnym, a śmiem twierdzić że i najlepszym
komiksem o nastoletnich superbohaterach na rynku.
A najlepszym elementem HeroAca
zdecydowanie są rysunki. Kohei Horikoshi może nie jest wybitnym
pisarzem, ale jest fenomenalnym artystą i jego manga wygląda po
prostu zjawiskowo. Autor świetnie operuje przestrzenią, ukazuje
akcję z ciekawych perspektyw, jego wyrazisty styl aż tętni
energią, a tak dobre projekty postaci ostatni raz widziałem chyba w
Bleachu, który do tej pory był pod tym względem niedoścignionym
wzorem. Nawet okładki tej serii są nieprawdopodobnie prześliczne.
HeroAca to stuprocentowe eye candy, samo oglądanie tej mangi daje
mnóstwo przyjemności, i chociażby dla tych świetnych rysunków
warto się tą serią zainteresować.
My Hero Academia jest chyba najlepszym
przedstawicielem swojego gatunku ostatnich lat, do tego w bardzo
ciekawy sposób podejmuje typowo amerykański motyw superbohaterów.
Nie pozostaje mi nic tylko tę mangę polecić, szczególnie młodszym
czytelnikom, ale i starsi wielbiciele komiksów powinni się przy
niej dobrze bawić, bo seria Horikoshiego to rozrywka w stanie
czystym.
Mangę do recenzji udostępniło wydawnictwo Waneko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz