środa, 31 stycznia 2018

X-Men po japońsku, czyli My Hero Academia


Jakiś czas temu w mangach zaczęły się pojawiać wyraźne wpływy amerykańskiego komiksu superbohaterskiego. Najpierw wielki sukces odniósł parodystyczny One Punch-Man ONE'a, a następnie popularność zyskało My Hero Academia Koheia Horikoshiego, które motyw superbohaterów zaadaptowało do typowego shonena w stylu Dragon Balla, i to właśnie tym tytułem dziś się zajmiemy.

W świecie My Hero Academia w pewnym momencie zaczęli się rodzić mutanci z supermocami. Od tamtej pory minęło trochę czasu i w tej chwili osiemdziesiąt procent populacji świata ma supermoce, a „superbohater” to normalny zawód, którego wykonawcy dostają wypłatę od państwa. Zatrzymajmy się tu na chwilę, bo bardzo mi się podoba ten motyw. Podczas gdy bohaterowie amerykańskich komiksów mają dylematy moralne i problemy z prawem, słowo „vigilante” jest rzucane na prawo i lewo, a Marvel miał o tym cały event, który nawet został zekranizowany w MCU, Japończycy po prostu zbiurokratyzowali superbohaterstwo i żaden z bohaterów mangi nie ma z tym problemu. Jest to bardzo fajna wizja świata, w którym superbohaterowie naprawdę są tymi dobrymi i współpracują z innymi przedstawicielami prawa zamiast z nimi walczyć, co moim zdaniem ma sporo sensu i jest dość odświeżające.

Głównym bohaterem i zarazem narratorem HeroAca jest piętnastoletni Izuku Midoriya, który od dziecka marzył o zostaniu superbohaterem, ale urodził się bez supermocy. Bez większych spoilerów zdradzę, że Midoriya bardzo szybko zyskuje moc i zaczyna uczęszczać do prestiżowego liceum na profilu superbohaterskim, zaczynając swoją drogę od zera do bohatera. Nie jest to zbyt oryginalna fabuła, ale jest bardzo przyzwoita i solidnie zrealizowana. Jednak w HeroAca nie powinno się szukać skomplikowanej fabuły tylko akcji, a ta jest tutaj bardzo widowiskowa. Jest tu również barwna galeria postaci, wśród których każdy znajdzie swojego ulubieńca, a przecież to właśnie sympatyczni bohaterowie są filarami tego typu mang.

Warto zauważyć, że będąc mangą o nastolatkach w liceum dla superbohaterów HeroAca przypomina trochę amerykańskie komiksy o nastoletnich superbohaterach, jak X-Men, ale pod pewnym względem jest od nich o niebo lepsze. Mianowicie HeroAca nie jest częścią wielkiego uniwersum, więc wystarczy zacząć lekturę od tomu pierwszego a potem po prostu czytać kolejne. W amerykańskich komiksach to nigdy nie jest takie proste, bo trzeba czytać kilka serii równolegle, regularnie odbywają się wielkie wydarzenia i crossovery, a mnóstwo szczegółów i tak trzeba googlować. To czyni HeroAca najbardziej przystępnym, a śmiem twierdzić że i najlepszym komiksem o nastoletnich superbohaterach na rynku.

A najlepszym elementem HeroAca zdecydowanie są rysunki. Kohei Horikoshi może nie jest wybitnym pisarzem, ale jest fenomenalnym artystą i jego manga wygląda po prostu zjawiskowo. Autor świetnie operuje przestrzenią, ukazuje akcję z ciekawych perspektyw, jego wyrazisty styl aż tętni energią, a tak dobre projekty postaci ostatni raz widziałem chyba w Bleachu, który do tej pory był pod tym względem niedoścignionym wzorem. Nawet okładki tej serii są nieprawdopodobnie prześliczne. HeroAca to stuprocentowe eye candy, samo oglądanie tej mangi daje mnóstwo przyjemności, i chociażby dla tych świetnych rysunków warto się tą serią zainteresować.

My Hero Academia jest chyba najlepszym przedstawicielem swojego gatunku ostatnich lat, do tego w bardzo ciekawy sposób podejmuje typowo amerykański motyw superbohaterów. Nie pozostaje mi nic tylko tę mangę polecić, szczególnie młodszym czytelnikom, ale i starsi wielbiciele komiksów powinni się przy niej dobrze bawić, bo seria Horikoshiego to rozrywka w stanie czystym. 


Mangę do recenzji udostępniło wydawnictwo Waneko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz