wtorek, 8 maja 2018

Gdyby Hellboy był wikingiem, czyli Head Lopper & Wyspa albo Plaga Bestii


Nie wiem, jak wy, ale ja czytam dużo komiksów, a czytając dużo komiksów, czytam dużo średnich komiksów. Niesamowicie więc cieszy mnie wyłowienie z tego morza przeciętności perełki, jaką jest Head Lopper & Wyspa albo Plaga Bestii. Ta czteroczęściowa miniseria autorstwa Andrew MacLeana, oryginalnie opublikowana przez Image Comics, to arcydzieło, które przypomniało mi, dlaczego w ogóle pokochałem historie obrazkowe. Tak, Head Lopper jest tak dobry.

Dekapitator Norgal, bohater przez duże „B”, wszędzie chodzący ze swym wiernym mieczem i odciętą, ale niezwykle rozgadaną głową wiedźmy Agathy, przybywa na dręczoną przez plagę bestii wyspę Barry. Niemal natychmiast zostaje wynajęty przez królową do wyeliminowania jej źródła - Czarownika z Czarnego Bagniska - czego w mig się podejmuje. Fabularnie Head Lopper to pełne klisz i absolutnie sztampowe, ale doprowadzone do perfekcji fantasy. MacLean czerpie garściami od największych przedstawicieli gatunku - odnajdą się u fani zarówno Conana, jak i Gry o Tron - i żongluje tymi schematami ze zręcznością cyrkowca. Znajdziecie tu wszystko, czego oczekujecie od fantasy: wielkiego protagonistę rozwiązującego problemy mieczem, skrzywdzone dziecko żądne zemsty, dworskie intrygi. MacLean użył dobrze znanych i wielokrotnie używanych składników, a mimo to udało mu się stworzyć coś zaskakująco świeżego. Pomimo tego, że wszystko to już gdzieś widzieliśmy, przyjemność płynąca z lektury Head Loppera jest ogromna; cały czas ma się ochotę na więcej, chce się poznawać ten świat i losy przemierzających go bohaterów. MacLean osiągnął to poprzez wartką akcję i lekki humor - dostarczany głównie przez będącą genialnym comic reliefem Agathę - które zawarł w świetnie skonstruowanej opowieści, w której dzieje się o wiele więcej, niż widać na pierwszy rzut oka.

Największym jednak atutem Head Loppera są genialne rysunki. Kreska MacLeana przypomina nieślubne dziecko Adventure Time i Hellboya; rysunki są raczej proste - jak w kreskówce Pendletona Warda - ale też często mają gęstą, mroczną, niezwykłą atmosferę rodem z komiksów Mike'a Mignoli. Uroku dodają im kolory nakładane głównie przez Mike'a Spicera. Pojawiają się tu również inni koloryści, w tym sam MacLean, ale nie ma to większego znaczenia, bo wszyscy trzymają się tego samego stylu: pastelowe, płaskie barwy i okazjonalnie dużo czerni, na podobieństwo Mignoli. Jest to bardzo dobry sposób nakładania kolorów, bo komiks jest śliczny. Jednak jeszcze ważniejszy od walorów estetycznych jest sposób, w jaki autor rozmieszcza te rysunki na stronach. Narracja w Head Lopperze to komiksowa poezja z najwyższej półki, MacLean z wirtuozerią godną największych mistrzów tego medium prowadzi wzrok czytelnika po stronie, nigdzie się nie spieszy, pozwala odpowiednio wybrzmieć każdej scenie. Najlepszymi momentami Head Loppera zdecydowanie są sceny akcji, w których MacLean wspina się na wyżyny swoich umiejętności i za pomocą statycznych obrazów przedstawia ruch w fenomenalny sposób; poświęca tym sekwencjom więcej miejsca, więcej kadrów, dzięki czemu dokładniej przedstawia, w jaki sposób poruszają się bohaterowie. Daje to świetny efekt, szczególnie w porównaniu z innymi amerykańskimi komiksami, które często strasznie się spieszą i nie pozwalają sobie na zużywanie tak dużej ilości kadrów na pojedyncze sceny.

W polskim wydaniu, za które odpowiedzialne jest wydawnictwo Non Stop Comics, znalazłem ze dwie literówki, ale to drobnostki, takie jak napisanie np. „Agata” bez „h”, więc nie są warte uwagi. Warte uwagi są natomiast zamieszczone w tomie dodatki, bo jest ich dużo i są dobre. Oprócz właściwego komiksu Head Lopper & Wyspa albo Plaga Bestii zawiera standardową galerię okładek, ale też szkicownik MacLeana i - co chyba najciekawsze - bogatą galerię fanartów stworzonych przez przeróżnych świetnych artystów, w tym samego Mike'a Mignolę.

Jeśli jeszcze nie czytaliście Head Loppera, to powinniście nadrobić tę zaległość jak najszybciej, bo jest to komiks perfekcyjny, a Andrew MacLean to komiksowy geniusz, którego nazwisko powinno być wymieniane jednym tchem obok Jacka Kirby'ego, Alana Moore'a, czy Mike'a Mignoli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz