środa, 1 sierpnia 2018

Obudźcie mnie, jak będzie po wszystkim, czyli Giant Days, tom 2


W drugim tomie Giant Days życie głównych bohaterek, Susan, Esther i Daisy, toczy się dalej. Dziewczyny znowu pakują się w kłopoty i znowu mają problemy natury przeróżnej - od sercowych, po te związane z nauką. Tylko tyle i aż tyle.

Fabuła pisana przez Johna Allisona utrzymuje konstrukcję znaną nam już z tomu pierwszego - nie ma tu jakiejś większej historii; wydarzenia ze studenckiego życia bohaterek po prostu się dzieją i wciąż bardzo dobrze się to czyta. To czysta życióweczka klimatem trochę przypominająca, pozwolę sobie powiedzieć, Anię z Zielonego Wzgórza - w życiach Esther, Daisy i Susan czasem dzieją się mało przyjemne rzeczy, ale mimo tego atmosfera komiksu cały czas jest lekka i ciepła. Może dlatego, że perypetie dziewczyn są tak prawdziwe, że trafiają prosto w serduszko, nawet jeśli ktoś nigdy nie znalazł się w podobnej sytuacji. Giant Days wciąż jest również komiksem bardzo zabawnym, humor Allisona jest giętki i pozbawiony ostrych krawędzi, pasujący do klimatu serii.

Z czterech zeszytów składających się na ten tom dwa narysowała Lissa Treima - rysowniczka z tomu poprzedniego. Jej prace trzymają poziom, wciąż są śliczne. Niestety, za rysunki w kolejnych dwóch zeszytach odpowiedzialna jest Max Sarin i jest to wyraźny regres. Nie zrozumcie mnie źle, jej kreska jest przyjemna dla oka, ale wypada blado w porównaniu z kreską jej poprzedniczki, jest bardziej płaska i mniej ciekawa. Kolory na rysunki obu pań nałożyła, znana nam już z tomu pierwszego, Whitney Cogar, która, podobnie jak Lissa Treiman, utrzymuje wysoki poziom.

Pierwszy tom Giant Days był bardzo dobrym komiksem i taki jest też tom drugi. Seria trzyma poziom, przygody Daisy, Susan i Esther wciąż bawią, a obrazujące je rysunki wciąż cieszą oko, nawet pomimo niefortunnej zmiany rysowniczki. Czytajcie Giant Days, bo to chyba najlepsza komiksowa obyczajówka na rynku.

1 komentarz:

  1. Mam taką samą opinię o zmianie rysownika. Może gdyby ta zmiana dokonała się z zeszytu na zeszyt to nie byłaby taka gryząca. Jednak taka zmiana stylu w obrębie jednego tomu mocno bije po oczach niestety.

    OdpowiedzUsuń