fragment okładki |
W Poszukiwaniu Ptaka Czasu autorstwa
Serge'a Le Tendre i Regisa Loisela to klasyk francuskojęzycznego
fantasy, i jedna z tych serii, od których zaczynałem przygodę z
komiksami. Więcej nawet, za dzieciaka był to mój ulubiony komiks
(później na tę pozycję wskoczył Szninkiel, a teraz to już sam
nie wiem, chyba Persepolis). Pamiętam, jak znalazłem w piwnicy,
wydany jeszcze na łamach od dawna nieistniejącego magazynu Komiks,
trzeci album serii znanej wówczas nad Wisłą jako Pelissa*. Cóż
to było za przeżycie! Na zrozumienie Thorgala byłem jeszcze za
młody, a Asteriks nigdy mnie nie śmieszył, więc to właśnie W
Poszukiwaniu Ptaka Czasu pokazało mi, jak bardzo zajebiste są
komiksy frankofońskie. A teraz sobie tę serię odświeżyłem, i
nostalgia zderzyła się z brutalną rzeczywistością. Nie zrozumcie
mnie źle, to nadal dobry komiks, ale do ideału to mu trochę
brakuje.
Fabuła, jak można się domyślić,
opowiada o poszukiwaniu mitycznego Ptaka Czasu, potrzebnego do, a
jakże, uratowania świata. Na tę niebezpieczną wyprawę wyrusza
stary rycerz Bragon, jego domniemana córka (to skomplikowane)
Pelissa, tajemniczy Nieznajomy, ukrywający swoją tożsamość pod
hełmem, i były uczeń Bragona, Bulrog. Opowieść zamyka się w
czterech albumach i jej konstrukcja jest dość prosta, bohaterowie
idą zdobyć przedmiot, idą zdobyć informację, pokonują
przeciwnika, i dopiero w finale sprawy zaczynają się komplikować,
ale jak już zaczną, to robi się naprawdę messy. Warto do tego
dotrwać, i nie zrażać się tragicznym pierwszym albumem. W ogóle
w tej serii im dalej, tym lepiej: pierwszy album, jak już
wspomniałem, jest beznadziejny, drugi może być, i dopiero w
drugiej połowie autorzy naprawdę rozwijają skrzydła. Albumy
trzeci i czwarty są świetne, choć moim zdaniem trzeci jest
minimalnie lepszy. Zabawne, bo jest totalnym fillerem i praktycznie w
ogóle nie popycha fabuły do przodu, a zamiast tego pokazuje
pojedynek Bragona z legendarnym Łowcą. Podoba mi się wtrącenie do
fabuły takiej bardzo osobistej i kameralnej historii, mocno
kontrastującej z wielkoskalowym ratowaniem świata. Które następuje
w albumie czwartym, i też jest bardzo fajne. Może i fabularne
twisty są bardzo łatwe do przewidzenia, ale losy poszczególnych
bohaterów potoczyły się po raczej niespodziewanych, i
niespodziewanie przyjemnych dla czytelnika torach. Oczywiście jeśli
ktoś jest w stanie cieszyć się cudzym nieszczęściem, bo
zakończenie trudno uznać za szczęśliwe.
Mimo pozornego skupienia na osobie
Pelissy to zdecydowanie Bragon jest głównym bohaterem tej historii,
i jest też najciekawszą z postaci. Poznajemy go, gdy jest już
znanym na cały świat rycerzem mającym za sobą liczne awantury, i
najchętniej to by teraz siedział całe dnie przy kominku i się
obijał, ale zostaje wyciągnięty z wygodnego domku aby przeżyć
ostatnią przygodę. To jest gość, który żyje w świecie
przedstawionym od dawna, wiele już dokonał, i zazwyczaj ma już
jakieś relacje z innymi bohaterami, i to jest dobre. Podobnie
sytuacja wygląda z Bulrogiem, który na początku dąży do zabicia
swojego dawnego mistrza, przez coś, co wydarzyło się w
przeszłości. Z pozostałą dwójką głównych bohaterów jest już
gorzej. Tajemniczy Nieznajomy to przez większość czasu tylko słaby
comic relief, i może trochę się to zmienia w finale, ale jednak
lwią część komiksu jest wyłącznie irytujący. Nawet ta jego
tajemnica jest słaba, bo uważny czytelnik już od początku domyśli
się prawdziwej tożsamości tej postaci. A Pelissa to już w ogóle
tragedia. Znów, ciekawe rzeczy się z nią dzieją w finale, ale
jedyne co ta postać robi na drodze do tego finału, to posiadanie dużych
cycków. A scenarzysta najwyraźniej stwierdził, że ta cecha jest
bardzo interesująca, bo bardzo lubi o niej przypominać,
wykorzystywać ją w fabule, i opierać na niej marnej jakości sceny
humorystyczne. Shame on you, Le Tendre! Oprócz strasznie
seksistowskiego traktowania tej postaci, problematyczna jest też dla
mnie jej relacja z domniemanym (to skomplikowane) ojcem. Bragon, jak
na kochającego tatusia, traktuje Pelissą niezbyt dobrze, a są
sceny, w których daje jej w mordę, bo zrobiła coś, co mu się nie
spodobało, ale to daje tak, że jucha leje się z nosa. I nikt nie
ma z tym problemu! Najmniejszego! The fuck! Przez moje lewackie
poglądy i wiarę w bezstresowe wychowanie nie mogę patrzeć, jak
bohater przedstawiany jako jednoznacznie pozytywny odwala takie
rzeczy. Żeby jeszcze ktoś się tym przejął, to nie, dla
wszystkich to jest normalne.
Rysunki Loisela są nierealistyczne - i dobrze, taki cartoonowy styl pasuje do fantasy - i absolutnie prześliczne, ale,
podobnie jak fabuła, dopiero od pewnego momentu. Zapamiętałem tę
serię jako jeden z najładniej wyglądających komiksów jakie
czytałem, więc wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że
pierwszy album jest paskudny. W kolejnych jednak rzeczywistość
bardziej pokrywa się ze wspomnieniami. Poza biegającą w skąpym
stroju Pelissą postaci są bardzo fajnie zaprojektowane, a świat
przedstawiony jest po prostu piękny. Bohaterowie odwiedzają
przeróżne krainy, pustynie i śniegi, lasy i mokradła, stare
świątynie i ruiny, a zamieszkujące te wszystkie miejsca fantazyjne
istoty przywodzą na myśl kosmitów z Gwiezdnych Wojen lub stwory z
filmów Guillermo del Toro, i w kresce Loisela to wszystko wygląda
niesamowicie. Akbar, bo tak ów świat się nazywa, do dziś robi
ogromne wrażenie.
Warto W Poszukiwaniu Ptaka Czasu
przeczytać, choć nie uznaję go już za tak wspaniałe dzieło jak
te dziesięć lat temu. Ale nadal jest zajebistą serią fantasy,
jedną z najciekawszych. Ma trochę wad, niektórych okropnych, ale
jednak o wiele więcej zalet.
Czuję się też zobowiązany
wspomnieć, że wydawana w latach osiemdziesiątych seria to nie
koniec przygód Bragona. Znaczy fabularnie koniec, ale czytelnicy
dostali wincy. W 1998 ukazał się pierwszy z serii prequeli,
traktujących o młodości dzielnego rycerza. Obecnie wyszły cztery,
a ostatni kończy się cliffhangerem, więc pewnie będzie tego
więcej, ale tych komiksów już nie mogę polecić tak jak
oryginalnej serii. Pokazywane jest tam, jak Bragon stał się tym
znanym, wielkim rycerzem, i okazuje się, że wcale nie jest to jakoś
szczególnie interesujące. Szkoda, że W Poszukiwaniu Ptaka Czasu z
jednej z najciekawszych serii fantasy zmieniło się w mierną
przygodówkę. Nastąpiła tu sytuacja podobna do Gwiezdnych Wojen:
oryginał to klasyk, prequele niech spłoną.
_____________________________________________________________
Część spoilerowa
Wydarzyło się w tym komiksie kilka bardzo fajnych rzeczy, na które chcę zwrócić uwagę, i może zachęcić do dyskusji, więc beware, spoilers ahead!
Pojedynek Bragona z Łowcą jest zajebisty. Bardzo mi się podoba, że cała walka rozegrała się w trzech ciosach, bez niepotrzebnego wymachiwania toporami. Bardzo to samurajskie; widać, że starło się ze sobą dwóch wielkich wojowników. Najs.
Bulrog kiedyś został oszpecony, i od tamtego czasu nosi maskę. A gdy ściąga ją w swoich ostatnich chwilach okazuje się, że NAPRAWDĘ został oszpecony. Like, for real, paskudny z niego skurwiel. Nie ma jakiejśtam małej blizny czy poparzenia, tylko twarz jak z najgorszego koszmaru. Szanuję.
Finał historii Bragona mnie osobiście chwycił za serce, za gardło, i może za coś jeszcze. Po pokonaniu Łowcy odchodzi jako ten, który zabił legendę, a już chwilę później popada w szaleństwo, bo okazuje się, że jego córka nie istnieje, a jego ukochana jest prawdziwym villainem tej opowieści. W epilogu jest zasugerowane, że po tym wszystkim został pustelnikiem, chociaż to się trochę nie trzyma kupy, bo musiał by bardzo długo żyć, ale anyway, zakończenie jest dobre.
_____________________________________________________________
*zawsze mnie śmieszy, gdy polski wydawca olewa oryginalny tytuł i w jego miejsce wstawia imię głównego bohatera, dziwna praktyka
"Poszukiwanie ptaka czasu" pokochałam dzięki (ha!) autorowi tego tekstu. Znać go osobiście to zaszczyt, którym zamierzam się tu pochwalić, a co!
OdpowiedzUsuńNie mogę się jednak zgodzić we wszystkim co tutaj napisał mój szanowny kolega ( może dlatego,że nie mam takiej wiedzy dotyczącej komików jak on- JA TU PO PROSTU WYRAŻAM SWOJE ZDANIE- LAIKA)
Komiks przyciągnął moją uwagę już po samej okładce, a rysunki ( jak trafnie zauważył Kamil)są rewelacyjne. Piękna kreska i cała gama barw dodaje uroku oraz zachęca do poznania przygód z pozoru słodkiej, rudowłosej, cycatej piękności- Pelissy, która okazuje się być buntowniczą wojowniczką. Co dodaje jej jeszcze więcej wyjątkowości.
Szanuję za skomplikowaną akcję jeśli chodzi o wątek z ojcem Serio. Lubię rzeczy nad którymi trzeba pomyśleć. Czytanie "Poszukiwania ptaka czasu" wymaga skupienia i maksymalnej koncentracji, ale to-broń Boże- nie jest wada. Mimo wielowątkowości czytanie tego komiksu to czysta przyjemność i gwarantuję,że po jego przeczytaniu, zostanie w waszych ślicznych główkach na dłuuugo!
Gorąco polecam