środa, 8 listopada 2017

Pomarańczowe dramaty


Nie znam się na mangach typu shoujo. Do tej pory nie czytałem żadnej, więc do omawianego dzisiaj Orange autorstwa Ichigo Takano podchodzę z pozycji laika. Może dlatego podchodzę do tej pozycji mniej entuzjastycznie niż większość czytelników. W internecie dominują skrajnie pozytywne opinie o Orange, a moja również będzie pozytywna, ale umiarkowanie. Manga jest po prostu okej.

spoiler warning

Bohaterami mangi jest sześcioro dość stereotypowych licealistów. Pierwsze skrzypce gra nieśmiała Naho, a jej przyjaciele to sportowiec Suwa, nerd Hagita, wesoła Azu, i chłopięca Takako. Do tej piątki pierwszego dnia drugiej klasy dołącza Kakeru i to wokół niego kręci się fabuła. Otóż pierwszego dnia szkoły Naho otrzymuje list od siebie samej z oddalonej o dziesięć lat przyszłości, mówiący, że Kakeru zginie, i podpowiadający jak temu zapobiec. Oczywiście Naho zakochuje się w Kakeru, z wzajemnością. W Naho zakochany jest również Suwa, a czytelnik wie, że w przyszłości, w której Kakeru nie żyje, Naho i Suwa są małżeństwem. Właśnie ten trójkąt miłosny stanowi tutaj pierwszy plan, spychając trochę na plan dalszy pozostałą trójkę. Dzięki temu nie jest problemem, że Hagita, Azu, i Takako to jednowymiarowe, chodzące stereotypy, bo jako tło sprawdzają się nieźle. Niestety Naho, bohaterka, z perspektywy której obserwujemy historię, zawodzi, bo jest równie jednowymiarowa co tamta trójka, ma dwie cechy charakteru na krzyż, i jest po prostu nieciekawa. Zdecydowanie najciekawszymi bohaterami Orange są Kakeru i Suwa. Kakeru, bo to jego historia i on, dzięki pomocy przyjaciół, przechodzi największą przemianę, a Suwa, bo jest przesympatyczny i dowiadujemy się o nim trochę więcej, gdyż został mu poświęcony cały dodatkowy tomik (za chwilę o tym, czemu ten tomik był niepotrzebny, ale nie uprzedzajmy faktów).

Fabuła serii polega na ratowaniu Kakeru od, jak się z czasem okazuje, samobójstwa. Aby odwieść go od tego pomysłu przyjaciele muszą „uratować jego serce”. Yup, jest dość ckliwie, ale mimo tego całkiem strawnie. Bohaterowie, pomimo operowania stereotypami, są przekonującymi nastolatkami z przekonującymi problemami, a w fabule wyraźnie widać konsekwencje ich decyzji, dzięki czemu nieźle się to czyta. Co prawda Naho jest strasznie irytująca i gdyby nie jej niezdecydowanie fabuła mogłaby się zamknąć w dwóch tomach zamiast pięciu, ale to jej niezdecydowanie jest wpisane w jej charakter i trzeba to jakoś przełknąć. Pomimo tego fabuła jest okej. Prawdziwym problemem są sceny ukazujące przyszłość. Oprócz ratowania Kakeru czytelnik obserwuje też całą grupę przyjaciół w przyszłości, w której Kakeru już nie ma, i ten wątek jest kompletnie po nic. A właściwie służy dwóm celom, ale oba są w tej mandze kompletnie niepotrzebne. Pierwszy, to ukazanie żalu jaki wszyscy czują po śmierci Kakeru. Dokładnie to samo mówi list Naho i, czego dowiadujemy się później, listy, które dostali od siebie pozostali bohaterowie. Drugi, to pokazanie sposobu, w jaki przyjaciele wysłali listy do siebie z przeszłości, który jest tak bezdennie idiotyczny, że o wiele lepiej byłoby zostawić ten motyw podróży w czasie niedopowiedzianym. Skoro już i tak spoileruję, to wam powiem co to było. Otóż bohaterowie wsadzili listy do słoja, słój wrzucili do oceanu, w jakiś sposób dopłynął on do Trójkąta Bermudzkiego, w którym podobno jest czarna dziura, i poprzez wpadnięcie do czarnej dziury przeniósł się w przeszłość o dziesięć lat. A w przeszłości ktoś jeszcze musiał znaleźć te listy i do nich wysłać. Tak, to się wydarzyło. Główny wątek jest całkiem przyjemny, ale mandze naprawdę wyszłoby na zdrowie wycięcie całej tej przyszłości. Również ostatni, dodatkowy tom można by wywalić. Cały tomik jest poświęcony Suwie, i może trochę rozwija tę postać, ale nie wnosi nic do głównej fabuły, nie służy nawet jako epilog i jest po prostu kolejnym kawałkiem tej niedobrej przyszłości, w której Kakeru umarł. Nie widzę sensu rozbudowywania tej linii czasowej, podczas gdy cała seria skupia się na stworzeniu lepszej przyszłości. Historia ratowania Kakeru jest okej, ale spokojnie można by wyciąć z mangi wszystkie dłużyzny i skrócić ją o dwa, może nawet trzy tomy.

Niemniej jednak to właśnie fabuła jest tą mocniejszą stroną Orange, bo szata graficzna jest przeciętna, w porywach do taka sobie. Stylistycznie rysunki Ichigo Takano to sto procent mangi w mandze. Wyobraźcie sobie „mangowy” rysunek. Tak właśnie wygląda ta seria. Do tego zdarza się, że rysunki są trochę brzydkie. Nie jakoś bardzo, ale tak trochę, takie 4+/10. Narracja również nie robi wrażenia. Jest poprawna, ale nic ponadto. Za to muszę pochwalić prześliczne ilustracje na obwolutach, stworzone za pomocą kolorowego atramentu i akrylowego gwaszu, które wyglądają po prostu fenomenalnie.

Za polskie wydanie Orange odpowiedzialne jest wydawnictwo Waneko, i jest to wydanie odpowiadające treści mangi. Poprawne. Format to Wanekowy standard, tomiki są, standardowo, w obwolutach, a w treści zdarzają się literówki, jak np. napisanie „Takeru” zamiast „Kakeru”, ale nie są to jakieś wielkie błędy utrudniające lekturę. Ot, kolejna manga od Waneko. W tomikach oprócz Orange są również dodatki. W pierwszych pięciu są pojedyncze rozdziały dodatkowej historyjki zatytułowanej Zakochany Astronauta, będącej bardziej beztroską od Orange shoujo, a we wszystkich tomikach oprócz czwartego znajdują się mniej lub bardziej ciekawe posłowia od autorki w formie komiksowej lub pisanej.

Nie rozumiem, czemu Orange jest tak popularne i dobrze oceniane. To dobry dramat o nastolatkach, ale jest w nim trochę niepotrzebnych wątków, a rysunki mogłyby być lepsze. Polecam tę mangę, szczególnie osobom zainteresowanym tego typu historiami, ale nie spodziewajcie się niczego genialnego. Orange jest po prostu w porządku, tylko tyle i aż tyle. 
 

Mangę do recenzji udostępniło wydawnictwo Waneko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz