niedziela, 16 lipca 2017

Hyper Light Zelda i choroby serca


Opowiem wam dzisiaj czemu powinniście zagrać w Hyper Light Drifter, ale zanim zacznę mówić o samej grze, wypada powiedzieć kilka słów o jej twórcy. Alex Preston od zawsze ma poważne problemy ze zdrowiem, od wrodzonej wady serca zaczynając, po mnogość problemów z układem odpornościowym i trawiennym, przez co często ląduje w szpitalu w stanie bliskim śmierci. W sercu ma rozrusznik i sztuczną zastawkę, przez co co pół roku chodzi do kardiologa na kontrolę, i stąd właśnie wzięła się nazwa jego studia, Heart Machine, a zmaganie się z chorobą zainspirowało jego debiutancką grę. Nie jest to jednak „gra-przeżycie” czy „niegra”, jak wiele popularnych produkcji w ostatnich latach. Hyper Light Drifter to pełnokrwista gra akcji w stylu wczesnych lat dziewięćdziesiątych.

Główny bohater jest Drifterem, poszukiwaczem zaginionej wiedzy i starożytnych technologii. Pokasłując krwią co kilka kroków przemierza świat w poszukiwaniu lekarstwa na dręczącą go chorobę. Musimy się tego albo domyśleć, albo wyczytać w internetach, bo HLD jest cudowną grą, która niewiele mówi wprost, sporo zostawia wyobraźni graczy, i opowiada swoją historię w sposób, na jaki tylko gry mogą sobie pozwolić. Kilka niejasnych informacji dostajemy w filmiku otwierającym grę, a później to już samo mięcho dla fanów snucia teorii i analizowania każdego piksela, bo dużą część historii opowiada otoczenie. Na podstawie rozrzuconych po lokacjach rzeczy, takich jak trupy, większe trupy, czy pozostałości po bitwach, musimy się domyślić co tam zaszło, i jest to o wiele bardziej satysfakcjonujące niż po prostu eNPeC wyjaśniający całą historię. W ogóle w HLD nie pada ani jedna linijka dialogu, choć czasem eNPeCe coś mówią. Gra sprytnie korzysta tutaj z poetyki komiksu, i zamiast tekstu wykorzystuje sekwencje obrazów w prostokątnych dymkach aby coś powiedzieć. Dla naprawdę dociekliwych graczy znajdzie się jednak słowo pisane. Na sprytnie ukrytych w świecie gry kamiennych płytach, zapisane specjalnym alfabetem, który trzeba sobie rozszyfrować. Hyper Light Drifter opowiada swoją historię w jeszcze bardziej enigmatyczny sposób niż seria Souls, i to jest piękne. Ten sposób narracji wymaga od gracza zaangażowania, czym w pełni wykorzystuje możliwości interaktywnego medium, a to o wiele ciekawsze niż tony ekspozycji fabularnej w niekończących się dialogach i przerywnikach filmowych. Nie chcę powiedzieć, że polegające głównie na czytaniu cRPGi, czy gry „filmowe” są słabe, bo np. The Last of Us jest zajebiste, ale cały swój główny wątek podaje na tacy. W dobie rozleniwienia graczy i gier, które można przejść mashując przyciski z zamkniętymi oczami, niesamowicie przyjemna i satysfakcjonująca jest gra, w której nawet żeby poznać fabułę trzeba się wysilić.

Trzeba się wysilić jeszcze bardziej, żeby w ogóle HLD przejść, bo jest to gra trudna. Preston twierdzi, że główną inspiracją były dla niego The Legend of Zelda: A Link to the Past i pierwsze Diablo. W żadną z nich nie grałem (a Diablo 3 jest nudne!!1!one), ale na pierwszy rzut oka HLD bardziej się skłania w stronę Zeldy, bo gra jest dwuwymiarowa, a akcję obserwujemy z góry. Podczas swoich poszukiwań Drifter trafia do miasta, z którego może wyjść do czterech krain, a tam są pełne przeciwników dungeony, pierdyliard sekretów i znajdziek, i boss czekający na końcu każdej krainy. Retro feeling is strong in this one. I, oesu, jak to wszystko jest świetnie zaprojektowane! Nieskomplikowana, ale wymagająca mechanika walki, polegająca na precyzyjnym dashowaniu, i naprzemiennym wykorzystywaniu broni białej i palnej działa perfekcyjnie, i trochę daje mi Souls vibes, bo wymaga ciągłej ostrożności i skupienia, ale zawsze jest sprawiedliwa, więc za każdą śmierć gracz sam jest sobie winien. A ginie się często, bo HLD może i jest sprawiedliwe, ale też surowe, więc za każdy błąd gracza czeka kara, co już w trybie standard (tutejszy normal) sprawia, że gra jest bardzo przyjemna i satysfakcjonująca, ale prawdziwa zabawa zaczyna się na New Game +. Pierwszy raz od bardzo dawna biłem bossa przez dwie godziny, nie chcąc odpuścić, dopóki się nie udało.

Do ery 16-bitów Hyper Light Drifter odwołuje się nie tylko gameplayem, ale też stylistyką. Grafika to śliczny, kolorowy pixelart, a muzykę skomponował Richard „Disasterpeace” Vreeland, znany fanom gier indie z kultowego już Feza. Muszę przyznać, że oprawa audiowizualna była jedną z rzeczy, które przyciągnęły mnie do tej produkcji, bo jest przepiękna. Nie mogę się napatrzeć na te pikselkowe tła, design w klimacie sci-fi nawiązującym trochę do filmów Studia Ghibli (Nausicaa i Laputa) robi ogromne wrażenie, a muzyka Disasterpeace'a to jakość sama w sobie. No i animacja śmiga w płynnych sześćdziesięciu klatkach na sekundę (po aktualizacji 1.03), a to w grze akcji jest ważne. Niestety, technikalia nie są idealne, bo HLD ma problem z wyświetlaniem filmików, i próbując wyświetlić zarówno intro jak i outro gra mi się zawiesiła. Aby to naprawić trzeba było tylko zastosować najprostszą informatyczną sztuczkę, czyli wyłączyć i włączyć aplikację - nawet nie musiałem resetować konsoli - ale aby obejrzeć filmik kończący musiałem pokonać ostatniego bossa po raz drugi, bo checkpoint był przed walką. Jest to mały błąd nie rzutujący za bardzo na odbiór całości (walka z ostatnim bossem jest zajebista, dajcie mi go nawet dziesięć razy), ale niestety jest obecny.

Hyper Light Drifter urwało mi głowę. Uwielbiam gry, w które się gra, a dzieło Alexa Prestona i studia Heart Machine jest dokładnie taką grą; wymaga dużo zaangażowania, ale daje za nie jeszcze więcej satysfakcji. Jest też bardzo osobistą historią o zmaganiu się z chorobą pod przykrywką bajkowego sci-fi w stylu wczesnych filmów Miyazakiego, która wykorzystuje bardzo grową narrację i nie mówi wszystkiego wprost. Chciałbym, żeby jak najwięcej osób w HLD zagrało, co nie powinno być trudne, bo gra wyszła na PeCety, PS4 i X1, i nawet tę dziwną konsolkę z androidem, o której nikt już nie pamięta (Ouya). Zagrajcie, a później powiedzcie znajomym żeby zagrali, bo warto jak cholera.

PS. Przy okazji chciałbym polecić podcast Inside Baseball, z którego dowiedziałem się o istnieniu Hyper Light Drifter.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz