Psycho-Pass to kilka lat temu była
duża rzecz w świecie anime. Serial napisany przez Gena Urobuchiego,
zwanego przez fanów Urobutcherem, chwycił za serca widzów i
krytyków na całym świecie. Coś tak popularnego nie mogło się
skończyć na jednym sezonie, więc powstał sezon drugi, film
kinowy, dwie mangi, kilka książek, oraz gra visual novel. W tej
recenzji zajmę się pierwszą z mang, Inspektor Akane Tsunemori,
której serializacja zaczęła się niemal równocześnie z emisją
anime, i jest ona przełożeniem fabuły serialu na język komiksu.
Akcja mangi toczy się na początku
dwudziestego drugiego wieku w dystopijnej Japonii, w której życiami
wszystkich ludzi zarządza system zwany Sybillą. Sybilla
przeprowadza „skan cymatyczny” mózgów wszystkich obywateli, a
efektem tego skanowania jest tytułowy Psycho-Pass, na podstawie
którego system określa np. jaki zawód przydzielić danej osobie,
oraz, co najważniejsze w tej historii, jaki ktoś ma „współczynnik
zbrodni”, czyli predyspozycje do popełnienia przestępstwa.
Psycho-Pass manifestuje się kolorem: jeśli ktoś ma jasny i przejrzysty, to jest
postrzegany przez społeczeństwo jako dobry obywatel, ale jeśli Psycho-Pass
mętnieje, to znaczy, że „współczynnik zbrodni” danej osoby
rośnie, a po przekroczeniu pewnego poziomu uznaje się ją za
„utajonego kryminalistę”. W zależności od wysokości
„współczynnika” odsyła się „utajonych” na terapię lub od
razu eliminuje. Naszą bohaterką w tej rzeczywistości jest Akane
Tsunemori, która właśnie skończyła szkołę z niesamowicie
dobrymi wynikami i ma do wyboru wiele możliwych ścieżek kariery
zaproponowanych przez Sybillę. Wybiera pracę, która nie została
zaproponowana nikomu innemu z jej rocznika, czyli bycie Inspektorem w
Biurze Bezpieczeństwa. Głównym zadaniem Inspektorów jest
nadzorowanie Egzekutorów, czyli „utajonych kryminalistów”
pracujących dla Biura w roli ludzi od brudnej roboty. Z początku
wydaje się, że seria jest zwykłym proceduralem o grupie
policjantów rozwiązujących kolejne zagadki, ale szybko okazuje
się, że wszystkie badane przez nich zbrodnie są ze sobą powiązane
osobą tajemniczego geniusza zła, który dyryguje pomniejszymi
kryminalistami.
Inspektor Akane Tsunemori to bardzo
wierna adaptacja anime. W porównaniu serial wypada lepiej i raczej
rekomenduję zapoznanie się z wersją animowaną, ale manga również
nie jest zła i z pewnością nikomu jej nie odradzam (no chyba, że
się widziało anime i nie ma się ochoty na to samo po raz drugi, to
trochę nie ma po co czytać). To trochę tak jak z filmowymi
Watchmen. Adaptacja świetnego materiału źródłowego, pomimo kilku
problemów, nadal może być czymś dobrym. Warto też dodać, że
Inspektor Akane Tsunemori jako adaptacja ma dużo mniej problemów
niż filmowi Watchmen, ale o tym za chwilę. Przede wszystkim
Psycho-Pass, jak chyba wszystko, co wyszło spod pióra Urobutchera,
jest dobrą historią. Kolejne przestępstwa rozpatrywane przez
bohaterów są interesujące i w ciekawy sposób wykorzystują
popularne w mandze i anime motywy. Ogólny pomysł na fabułę
mocno przypomina Raport Mniejszości, w obu tych dziełach jest
system pozwalający wykonać wyrok przed popełnieniem zbrodni oraz
protagonista, który zaczyna w ów system wątpić. Psycho-Pass nie
jest jednak kopią Raportu Mniejszości, bo pomimo wielu podobieństw
rozgrywa ten pomysł trochę inaczej. Bardziej brutalnie i
pesymistycznie, jak to u Urobutchera bywa.
Problemy leżą w warstwie graficznej.
Psycho-Pass miał piękną animację studia Production I.G, a do
narysowania Inspektor Akane Tsunemori zatrudniono niedoświadczoną
artystkę Hikaru Miyoshi, dla której był to debiut (a w każdym
razie najwcześniejsza praca według MALa i mangaupdates). Stylistycznie rysunki
Miyoshi przypominają kreskę Akiry Amano, co jak najbardziej ma
sens, bo Amano robiła projekty postaci do Psycho-Passa. I choć te
rysunki na ogół są ładne, to czasami Miyoshi ma problemy z
anatomią i w dziwne sposoby przestawia kości bohaterom. Narracja
też jest taka sobie, choć tu pewnie wina leży po stronie
scenarzystów podpisanych jako PSYCHO-PASS Committee. Wiele scen,
które robiły wrażenie w animacji, w mandze wyszło po prostu
nieczytelnie. Do tego dymki są czasem poukładane tak, że nie
wiadomo kto co mówi. Niemniej jednak nie jest to jakoś strasznie
brzydka manga, ale mogłaby być dużo ładniejsza, a wyszło trochę
poniżej przeciętnej.
W Polsce Inspektor Akane Tsunemori
wydaje Waneko, i ich wydanie również ma wady i zalety. Tomiki są w
obwolutach, format jest trochę większy od standardowego, a na
początku każdego tomu znajduje się kolorowa rozkładówka z
bohaterami. Bardzo ładnie się to prezentuje. Niestety w środku
jest trochę gorzej. Dialogi często brzmią nienaturalnie, miejscami
brakuje przecinków, które potrafią się również pojawić w
zupełnie niespodziewanych miejscach. W żadnym wypadku nie jest tak
źle, że nie da się tego czytać, ale, podobnie jak z rysunkami,
wyraźnie widać, że można było to zrobić lepiej.
Koniec końców Inspektor Akane
Tsunemori jest mangą przyzwoitą. Świetna historia z anime
pozostaje świetną, pomimo takich sobie rysunków. Fanom sajfajowych
i cyberpunkowych mang jak najbardziej polecam. Jeśli ktoś bardzo
chce ten komiks przeczytać, bo opis fabuły wydał mu się
interesujący, to również nie powinien być zawiedziony. Jednak
osoby niezainteresowane gatunkiem ani tą konkretną pozycją mogą
sobie z czystym sumieniem Inspektor Akane Tsunemori odpuścić. Albo
obejrzeć anime.
Recenzja na podstawie pierwszych trzech (z sześciu) tomów mangi i znajomości anime. Jeśli w kolejnych tomach coś się drastycznie zmieni, wpis zostanie zaktualizowany.
Mangę do recenzji udostępniło wydawnictwo Waneko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz